Odetchnęła pełną piersią. Przewróciła
się na plecy i niczym rozleniwiony
kociak przeciągnęła się wśród karminowej pościeli. Na oślep dłonią, znalazła
telefon. Zacisnęła zimny przedmiot w dłoni i uniosła go nad głową. Ósma
czterdzieści siedem. Przetarła oczy, po czym zrzuciła z siebie kołdrę. Układając
bose stopy na zimnej, drewnianej podłodze, zimny dreszcz przebiegł po jej
plecach. Nie było to najmilszym powitaniem na dzień dobry.
Wciąż
siedząc na skraju miękkiego materaca omiotła wzrokiem pokój. Ubrania rozrzucone
na fotelu, torba wraz z baletkami w kącie . Żółty kubek i szklana miseczka po
sałatce owocowej na szklanym stoliku – pozostałości po wczorajszej, późnej
kolacji.
No, no…
Zdałoby się trochę posprzątać, pomyślała i wstała. Wsunęła na stopy
ciepłe kapcie i pierwsze co zrobiła, to odsłoniła okno, z nadzieją, że
przywitają ją ciepłe promienie, które ogrzeją jej skórę. Niestety, przemyślenia
były błędne. Szare, postrzępione chmury zakryły błękitne niebo wraz ze słońcem.
Wydawały się też być ociężałe i złowrogie. Nad gruntem unosiła się gęsta mgła,
która najwidoczniej nie miała zamiaru za szybko ustąpić dzisiejszego dnia. Powietrze było wilgotne. Niewykluczone było,
że w nocy padało.
-
Och – jęknęła z niezadowoleniem wpatrzona w ogród rozchodzący się za domem. Kolorowe
kwiaty czy soczyście zielona trwa nie dawały rady z przygnębiającą szarością. Ponura
aura i melancholia roztaczały się dookoła zarażając wszystkich chandrą.
Odwróciła
się na pięcie. Podeszła do stolika obok, z którego wzięła brudne naczynia i
zeszła donna dół.
W
całym domu panowała martwa cisza. Oznaczało to, że ojciec jeszcze śpi, albo że
wcześnie pojechał do pracy. No nic. Włożyła kubek i miseczkę do zmywarki, po
czym z górnej szafki wyciągnęła czyste naczynie. Brzdęk uderzających
czekoladowych kulek o ścianki miseczki rozszedł się cicho po pomieszczeniu. Złapała
kilka płatków, po czym wrzuciła je prosto do ust, chrupiąc. Z lodówki
wyciągnęła kartonik z mlekiem i wypełniła nim naczynie do połowy.
Siedząc
na jednym z wysokich krzeseł w kuchni, w totalnej ciszy i spokoju, jadła
śniadanie. Musiała przyznać, że panująca wokół niej atmosfera zaczyna być
denerwująca. Nie wyobrażała sobie przesiedzieć tutaj całego dnia. Na dodatek w
takiej ciszy. Kto wie, może Travis wymyśli coś na dzisiejszy wieczór? Uśmiechnęła
się pod nosem na ostatnie wspomnienia.
Kto
by przypuszczał, że ten spokojny chłopak w rozwalonych conversach i
szkicownikiem pod pachą, na którego wpadła, lubował się w nielegalnych
wyścigach. Na dodatek, pośród znajomych był w tym mistrzem. Był najlepszy.
Numerem jeden. Zastanawiało ją jedynie, dlaczego zabrał ją tam zeszłego
wieczoru? Nie bał się, że mogłaby komuś o tym powiedzieć? Czy w ogóle ktokolwiek uwierzyłby jej?
Kolejna
łyżka płatków z mlekiem powędrowała do jej ust.
-
Dzień dobry. – Usłyszała męski, zaspany głos za sobą i odwróciła się.
-
Hej, tato – uśmiechnęła się ciepło. – Jak się spało?
- Nie
najgorzej. A tobie? – spytał włączając ekspres do kawy, następnie wyciągnął
kubek. – Poza tym, późno wczoraj wróciłaś.
Dziewczyna
spuściła delikatnie głowę w dół, kryjąc zakłopotanie. Nie chciała mówić prawdy,
bo jakby to brzmiało: „Ach, bo wiesz. Byłam wczoraj z Travisem na nielegalnych
wyścigach za miastem. Było fajnie i zamierzam jechać na kolejne.”? Nie chciała
nawet myśleć co mógłby zrobić jej ojciec. Na samą myśl, że mógłby j e j coś
zrobić, skręcało ją w żołądku. Jednak na bank wiedziała, że kubek pełen gorącej
kawy wylądowałby na płytkach roztrzaskując się na drobne kawałki. Ale co tam
kubek, ona miałaby gorzej. O wiele gorzej.
- A…
no, bo ten… byłam wczoraj w tej szkole baletowej, o której ci wcześniej
mówiłam. Poznałam tam Marthe, która pokazała mi szkołę, a później zaprosiła
mnie do siebie i… eee… trochę się zasiedziałam – wydukała, po czym włożyła do
buzi napełnioną łyżkę. Musiała przyznać, że kłamcą była marnym.
Haha, ale wymyśliłaś. Brawo!, zaśmiał się głosik.
Oby tylko podziałało.
Spojrzała
na ojca opierającego się bokiem o ciemny blat. Pokiwał jedynie głową. Nie
zadawał zbędnych pytań, po których mógłby się zorientować, że jego córka coś
ukrywa.
-
Wszystko okej? – spytała dość cicho, przerywając milczenie, które nastała.
Bacznie obserwowała mężczyznę. Dopiero teraz zauważyła, że coś go trapi. Jego
ciemnobrązowe brwi były ściągnięte, a pomiędzy nimi widoczna była jedna
zmarszczka. Nie był do końca sobą. Może dlatego też połknął głupią historyjkę
wymyślona na poczekaniu? Ba, napewno.
- Tak, tak – odparł szybko.
- Tak, tak – odparł szybko.
-
Tak? To dlaczego właśnie posoliłeś sobie kawę? – spytała, chcąc zamaskować
swoje rozbawienie.
Anthony
spojrzał na córkę spod zmarszczonych brwi, po czym zbliżył wargi do ciemnego kubka.
Upił niewielki łyk ciepłego napoju, który zaraz potem znalazł się w zlewie. Dziewczyna
zachichotała krótko.
- A
więc? – Nalega dalej. – Problemy w firmie? Charlotte?
-
Charlotte – westchnął, zajmując jedno z krzeseł naprzeciwko Evelyn, która
mrużyła oczy.
-
Pokłóciliście się? - spytała niepewnie.
Nie chciała być namolna, ale jednak ciekawość brała nad nią górę
-
Nie, nie – zaprzeczył szybko, dodając. – Chciałbym coś zrobić, ale… boję się
jej reakcji. Boję się, że przez to może się coś między nami zmienić, a nie chcę
tego. Zależy mi na niej. Ta kobieta zawróciła mi w głowie pierwszego dnia, jak
tylko ją poznałem. To… to było jak grom z jasnego nieba… - Urwał, po czym
spojrzał na córkę.
Evy
siedziała z wybałuszonymi oczyma i analizowała w głowie każde wypowiedziane
słowo. Domyślała się co jej ojciec miał w planach. Polubiła bardzo Charlotte
już pierwszego dnia na kolacji. Uważała ją za niesamowitą kobietę, która
rozsiewała wokół siebie magiczną i zawsze pogodną aurę. Była zawsze pełna optymizmu i wigoru. Zawsze
uśmiechniętą i skora do żartów. Nie dało się jej nie lubić.
-
Chcesz… chcesz jej się oświadczyć? - spytała cicho, wciąż pełna
zaskoczenia.
-
Tak.
- W
takim razie nie zwlekaj. Jestem pewna, że się zgodzi. – Uśmiechnęła się
pokrzepiająco, poklepując ojca po ramieniu. – A jeśli nie, nie wie co traci. - Puściła
w kierunku mężczyzny oczko, a perlisty uśmiech zagościł na jej rumianej twarzy.
Ciemnowłosa
dziewczyna stała przed potężnym lustrem w swoim pokoju i, jak co dzień, ćwiczyła.
Poświęcała temu co najmniej trzy godziny. Zdarzało się, że trwało to znacznie
dłużej, gdy nie miała co ze sobą zrobić. Można było powiedzieć, że poświęcała
baletowi każdą wolną chwilę, gdyż chciała wypaść jak najlepiej. Chciała dostać
się do szkoły panny Truxillo. Chciała występować w sztukach wystawianych w
szkolnej sali. Marzyła nawet o tym, by grać główne role. Ale by to nastąpiło,
trzeba było najpierw dostać się do Rambert School of Ballet and Contemporary
Dance.
Wspinając
się na czubki bladoróżowych baletek, spojrzała na swoje odbicie. Nie miała problemów
z długimi próbami przed naborem. Dzień przesłuchania w szkole baletowej miał
nadejść lada dzień. Nie chciała zrobić z siebie niemałego pośmiewiska.
Wiedziała, że rywalizacja będzie zawzięta. Wszyscy zapisani chcieliby się
dostać, ale wolnych miejsc było t y l k o dziesięć. T y l k o d z i e s i ę ć osób dostanie się do szkoły, będzie
mogła spełniać swoje marzenia i uczyć się pod czujnym okiem Francuski - Joséphine
Truxillo.
Dźwięk
dzwonka do drzwi rozbrzmiał w całym domu. Evelyn opadła płasko na drewniana
podłogę. Nie spiesząc się, zeszła na dół i otworzyła drzwi.
-
Hej – powiedziała niska blondynka wchodząc do środka i witając się z Evy
delikatnym buziakiem w policzek.
-
Cześć, Viv. – Zamknęła drzwi z powrotem i zwróciła się do gościa. Viviene
lustrowała brunetkę od góry do dołu, a
na jej porcelanowej twarzyczce chwilowo zawitało zdziwienie. – O co chodzi? –
spytała, widząc niemrawą minę przyjaciółki.
-
Nie wiedziałam, że interesujesz się baletem.
- Bo
nikomu o tym nie mówiłam. I nie chcę też, żeby wiedzieli o tym wszyscy.
Blondwłosa
przytaknęła głową, wykonując ręką gest przekręcania kluczyka w kłódce, której
rolę odgrywały malinowe wargi. Evelyn zaśmiała się melodyjnie.
-
Ale teraz ściągniesz baletki i włożysz jakieś wygodniejsze buty, bo idziesz ze
mną. – Wyszczerzyła swoje mlecznobiałe zęby i skrzyżowała ręce pod biustem.
- Dokąd?
-
Zabieram cię za wycieczkę rowerową – powiedziała, po czym klasnęła w dłonie na
co Evelyn skrzywiła się nieznacznie.
- Och,
nie rób takich min – jęknęła zwieszając dłonie wzdłuż ciała.
-
Ale… nie jeździłam na rowerze od wieków.
-
To właśnie masz okazję, żeby sobie przypomnieć jak jeździ się na rowerze.
-
Czy to jest konieczne? Poza tym zapowiadali na dzisiaj deszcze. – Szukała
wymówek, aby tylko nie zostać wyciągnięta na zewnątrz.
- Z
cukru nie jest, nie rozpuścisz się. A teraz śmigaj przebrać się. Ja tu poczekam
na ciebie.
Evy
weszła na kilka pierwszych stopni brązowych schodów i odwróciła się do
blondynki.
- A,
i nie wiem czy jest tu jakiś rower.
Viv
posłała jej mordercze spojrzenie. Uniosła rękę, po czym wskazała nią schody.
-
Jasne – mruknęła pod nosem, po czym powlekła nogami do pokoju.
Nie
planowała ubierać się na sportowo. Nie miała też najmniejszej ochoty wybierać
się na przejażdżkę rowerową. Nie w taką pogodę. Była otwarta na inne propozycje
przyjaciółki, ale musiała wybrać tą. Westchnęła ciężko. Wyciągnęła z szafy
jeansowe rurki, beżowy T-shirt z nadrukiem, czerwoną bluzę i adidasy z Nike. Włosy
spięła w luźny kucyk, po czym zeszła na dół, gdzie czekała na nią Viv.
Blondwłosa
przywitała ją szerokim uśmiechem.
-
Idziemy? – spytała Viviene, kierując się w stronę drzwi i otwierając je
lekko.
-
Taa – wymamrotała niezadowolona z pomysłu wycieczki.
Znalezienie
roweru nie zajęło dużo czasu. Zaraz po wejściu do garażu rzucał się prosto w
oczy. Odetchnęła ciężko, na widok szukanego jednośladowego pojazdu. W
przeciwieństwie do blondynki, nie była zadowolona z tak szybkich wyników
szukania.
Wyprowadziła
swój jasno niebieski rower poza posesję.
-
Viv – jęknęła, mając odrobinę nadziei, że jej towarzyszka w końcu się ugnie. Ze
odłożą rowery do garażu, tam gdzie ich miejscu, po czym zajmą się zupełnie
czymś innym.
-
Nie marudź. Jedziemy – zakomenderowała, po czym jednym susem znalazła się na
sidełku swojego wściekle czerwonego roweru.
I
co miała zrobić? Ślamazarnie poszła w ślady blondynki. Musiała przyznać, że po
tak długiej przerwie w jeżdżeniu, nie szło jej wcale najgorzej. I kto by pomyślał,
że przejażdżka będzie dla niej taką frajdą?
-
Hej, mamo! – Krzyk Viviene rozniósł się po domu Stylesów. Blondynka zrzuciła z
siebie granatową bluzkę, po czym skocznym krokiem obeszła salon i kuchnię. – Nie ma nikogo. Mama poszła na zakupy, a
Harry siedzi pewnie u Zayna – powiedziała wracając na korytarz. – Hm… może
pójdziemy do nich? – zaproponowała, i uśmiechnęła się lekko.
-
Do kogo?
-
Do chłopaków. Zayn mieszka niedaleko.
Evelyn
zmarszczyła czoło. Kolejny pomysł, który uważała za beznadziejny. Choć ten
należał do beznadziejnie beznadziejnych. Skręcało ją na samą myśl o spotkaniu z
Mulatem. W dodatku w jego mieszkaniu, które rządziło się jego prawami. Po co
miała tam w ogóle iść?
Nie udawaj, że się nie cieszy.
Znowu ty? I
nie, nie cieszę się.
Akurat, prychnął.
-
No dobra, dzwoniłam do Harry’ego i faktycznie są u niego. Powiedziałam, że
zaraz tam będziemy – odparła wsuwając telefon do kieszeni spodni.
Że co? Dzwoniła? Kiedy? Wybałuszyła oczy. Pytania obijały się
wewnątrz jej głowy w poszukiwaniu jakiejkolwiek odpowiedzi. Jednak nie
natrafiała na nic sensownego. Musiała przyznać, że „wyłączyła” się na moment,
ale nie mogło to trwać aż tak długo, że dziewczyna mogłaby odbyć z kimś rozmowę
telefoniczną. Nie było to być możliwe. Raczej nie…
Tak
jak mówiła Viviene, Zayn mieszkał niedaleko. Po niespełna piętnastu minutach
doszły na miejsce. Teraz obie stały przed dużym, białym i gustownym budynkiem. Bez
słowa wkroczyły na posesję Malika. Wdrapały się po kilku stopniach, po czym
towarzyszka brunetki nacisnęła mosiężną klamkę i weszły do przestronnego,
nowoczesnego i pełnego uroku mieszkania. Od razu spodobało jej się to
otoczenie. Wczuwała się w jego niezwykły i magiczny klimat.
-
Witaj w czterech kątach Zayna – powiedział Harry, który zaraz podszedł do
Evelyn i uściskał mocno. Poczuła jego lekkie perfumy, które koiły jej zmysły.
-
Cześć, Harry. - Odwzajemniła uścisk chłopaka, uśmiechając się przy tym
subtelnie i rozglądając się dookoła. –
Ale tu jest wspaniale – szepnęła nie mogąc oderwać oczu od otaczających ją jasnych
ścian.
-
Tak, wiem. – Usłyszała czyjś głos, dochodzący z wejścia, które zapewne
prowadziło do przestronnego salonu. Zwróciła w tym kierunku wzrok i ujrzała
Zayna, podpierającego się o ścianę. Ubrany był w ciemne jeansy i białą koszulkę
z bordowym nadrukiem. Co chwile posyłał w jej stronę zawadiackie i pełne uroku
uśmiechy. Były takie niewinne, a zrazem pełne pożądliwości i plączące myśli.
Nie wiedziała co w tej chwili ma o tym wszystkim sądzić. Ale wolała po prostu
nie zastanawiać się nad niczym i oddać wydarzenia w złote ręce losu.
-
Nieźle się urządziłeś – powiedziała kąśliwie mijając go w przejściu i
obdarowując krótkim spojrzeniem.
Po
wejściu do ogromnego pomieszczenia przywitała się z resztą zespołu, po czym
opadła na jasną kanapę. W oddali słychać było lekką i kołyszącą muzykę.
Niezwykła melodia otulała wszystko dookoła. Zayn przysiadł tuż obok
ciemnowłosej dziewczyny, co pewien czas obrzucając ją krótkim spojrzeniem. Po
co to robił? Jeśli chciał ją wyprowadzić z równowagi, to musiała przyznać, że
powoli dopinał swego.
Niepewnie
zerknęła w czekoladowe tęczówki Mulata. Były takie słodkie a zarazem pełne
tajemnic i sekretów. Takie, do których chciałoby się porostu dotrzeć i zagłębić
w jego wnętrze… Nie odkryty ocean, zakazane, ciemne i kuszące zakamarki uczuć.
Ona i chłopak byli całkiem innymi charakterami. On porywczy, szalony i żyjący wyłącznie przyjemnościami. Ona – nieco zagubiona, samotna ze sporą garścią myśli. Dwa odmienne charaktery, czarny i biały, różnorodne i diametralne światy…
Nigdy nie spodziewała się, że będą umieli się jakkolwiek porozumieć. I miała rację.
Ona i chłopak byli całkiem innymi charakterami. On porywczy, szalony i żyjący wyłącznie przyjemnościami. Ona – nieco zagubiona, samotna ze sporą garścią myśli. Dwa odmienne charaktery, czarny i biały, różnorodne i diametralne światy…
Nigdy nie spodziewała się, że będą umieli się jakkolwiek porozumieć. I miała rację.
Po
chwili tuż obok znaleźli się pozostali członkowie ‘imprezy”. Niall dzielnie
trzymał ogromną miskę chipsów, a Liam i Louis ustawiali szklanki z napojem.
Rozmawiali, śmiali się i żartowali jakby znali się od małego dziecka i wspólnie przeżywali kolorowe przygody…
Nagle rozległy się przerażające grzmoty. W całym pomieszczeniu zgasło światło. Zapanowała głucha ciemność. Evelyn usłyszała odgłos tłukącego się szkła. Niespodziewanie, złapała czyjąś rękę i mocno ją uścisnęła…ze strachu.
Rozmawiali, śmiali się i żartowali jakby znali się od małego dziecka i wspólnie przeżywali kolorowe przygody…
Nagle rozległy się przerażające grzmoty. W całym pomieszczeniu zgasło światło. Zapanowała głucha ciemność. Evelyn usłyszała odgłos tłukącego się szkła. Niespodziewanie, złapała czyjąś rękę i mocno ją uścisnęła…ze strachu.
_
I za nami rozdział szósty; z lekkim opóźnieniem, ale jest. Osobiście jestem z niego zadowolona (chyba po raz pierwszy), ale czekam też na Wasze szczere opinie. :-)
Nie wiem kiedy ukarze się następna część. Rozpoczął się rok szkolny, klasa maturalna i full nauki przede mną. -.- Będę starać się aby dodawać nowe rozdziały, góra, co dwa tygodnie. Ale to się jeszcze zobaczy. Ech, czy tylko mi się nie chce iść do szkoły? Jak pomyślę sobie o tym całym zakuwaniu, pracach domowych, kartkówkach, to skręca mnie w żołądku. Serio. Chciałabym cofnąć się do pierwszej liceum. Dobra, nie marudzę już.
I jeszcze jedno. Zgłosiłam swoje opowiadanie do konkursu na "Opowiadanie Września". Dlatego jeśli mogłybyście oddawać głosy na mojego bloga na http://stories--about-1d.blogspot.com/ to byłabym Wam bardzo, ale to bardzo wdzięczna! Mój numer to 13. :-) Z góry dziękuję. x
Wow , mam nadzieję , że Evelyn złapała dłoń Zayna . ^__^
ReplyDeleteFajnie by było jakby tata bohaterki oświadczył się swojej partnerce . Na prawdę było by bardzo ciekawie .
Oddałam na ciebie głos : )
No tak, ja też mam nadzieję, że to była dłoń Zayn'a :D Przerażająca ciemność, mam nadzieję, ze nic się nie stało. Zgadzam się z poprzednim komentarzem, ślub urozmaicił by tą historię, a może Evy wybrałaby się na wesele z Zayn' em ;>
ReplyDeleteMasz absolutne powody do zadowolenia, bo rozdział jest oczywiście świetny.
http://tell-me-a-lie-lara.blogspot.com/
Co 2 tygodnie?! ale ty nam będziesz kazała czekać!;p Zgodzę się z Tobą rozdział jest na prawdę świetny!;d podejrzewam, że Ev złapała nikogo innego jak Zayn'a za rękę, bo jakże inaczej mogłoby być xD
ReplyDeletea co do rozpoczęcia roku. O dziwo cieszę się z niego. Sama nie wiem dlaczego. Może dlatego że pomoże zapomnieć mi o niektórych zdarzeniach z końca wakacji? skupie sie na nauce i to mi pomoże? Się okaże. Tak jak tutaj napisałaś:"i oddać wydarzenia w złote ręce losu." Tak właśnie robię xD
a co do mojej klasy. Jest pare osób, które działają mi na nerwy, ale od nich trzymam się z daleka xD jest pare osób, z których się lubię śmiać bo są śmeiszne xD wiec mam dość fajnie;d ale i tak najlepsze sa powroty do domu w autobusie;d
u mnie pierwszy rozdział.zapraszam;*
Deletewww.grito-fuerte.blogspot.com
no nareszcie! XD Piękny <3 Niech zgadnę... ręka ta "przypadkowo" należała do Zayna! :D Dlaczego każesz nam czekać tak dłuuuugoo? :( XD
ReplyDeletegłos oddałam : )
ReplyDeleteJezu dziewczyno, ja cię uwielbiam :)
I mam szczerą nadzieję, że w twoim wieku też tak będę pisała *-*
Rozdział ciekawy, jak każdy : >
Myślę, że Evelyne dostanie się do tej szkoły baletowej. Przecież to zdolna dziewczyna :D
A co do tej ich relacji z Zayn'em... Fajnie by było gdyby znaleźli jakiś wspólny język. Coś, co by ich pasjonowało, tak, że mogliby się dogadać i wiesz... od słowa do słowa zaprzyjaźnić :) Ale ja ci nic nie narzucam, tylko wyrażam swoją opinię ;)
Masz rację, że rozdział ci się spodobał, bo jest na prawdę boski! ;*
Powodzenia w klasie maturalnej :)
Czekam na następny ;) x
Jeżeli masz ochotę pojawiły się wyniki na http://stories--about-1d.blogspot.com/ ;) Zapraszam właścicielka Abbie ;)
ReplyDelete