21/08/2012

Rozdział czwarty.


      Od feralnego wydarzenia w domu Styles’ów minął tydzień. Po tym dniu dziewczyna starała się unikać Malika jak diabeł święconej wody. Raz to wychodziło, innym razem niekoniecznie. Gdy tylko dane jej było natknąć się na jego osobę, chłopak  patrzył na nią spode łba z wielkim  rozbawieniem, na co dziewczyna się peszyła. Niczym zaprogramowany robot spuszczała głowę w dół próbując ukryć pąsowiejące policzki.  Mało tego chłopak zanosił się cichym, krótkim chichotem. Jego monotonne zachowanie zaczynało w wolnym stopniu irytować Evelyn. W jej wnętrzu tliła się cicha nadzieja, że minie mu to jak najszybciej. Jedyną rzeczą, która jakkolwiek cieszyła ciemnowłosą było to, że nikt z pozostałych nie miał o tym bladego pojęcia. Nikt nie pytał o zachowanie Zayna w obecności dziewczyny. Nikt nie zastanawiał się też dlaczego brunetka pospiesznie opuszczała pomieszczenie, w którym pojawiał się brunet. Nic, jak do tej pory, nie rzucało się w oczy.
Cieszyło ją to w głębi ducha.
Teraz, gdy dowiedziała się, że zespół będzie spędzał niemalże całe dnie w studiu nagraniowym nad przygotowaniami do nowej płyty, cieszyła się jak małe dziecko. Przesiadując u Viviene nie będzie obawiała się, że gdy tylko zejdzie na dół natknie się na któregoś z chłopaków. Już nie chodziło jej tylko i wyłącznie o Zayna. Według niej cała reszta była… nieco dziwna. Może nie tyle co dziwna, ale pokręcona. I to nawet bardziej niż bardzo. Czasami miała wrażenie, że ma do czynienia z pięcioma czterolatkami, których mimo wszystko zaczynała lubić i przyzwyczajać się do ich towarzystwa. Starała się też zbytnio nie zwracać uwagi na ich głupie pomysły. Wiedziała, że już niedługo ignorowanie ich infantylnych pomysłów przyjdzie jej z taką samą łatwością jak blondwłosej, która miała wyćwiczone to do perfekcji. Pomimo tego, gdy w momencie traktowania ich jak powietrze czy  odmawiania im wzięcia udziału w kolejnym niemądrym planie, czuła, że dziewczyna robiła to niechętnie. Zapewne z nieopartą chęciom dołączyłaby do ich wygłupów by być jak najbliżej Nialla.
Evelyn uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienia, w których dziewczyna męczyła ją opowiadaniem o blondynie.
Błękitne niebo spowiła masa puchowych, białych chmur, które zakryły słońce strzelające tysiącami gorącymi promieni. Trzeba było przyznać, że pogoda od dwóch dni była nie do wytrzymania. Duszność i gorąco konkurowały ze sobą, niczym dwoje największych rywali na zawodach, tym samym chcąc pokazać kto jest lepszy. Nie liczyli się z ludźmi, którym sprawiali katusze przez swoje wybryki. Ale można było powiedzieć, że  niekoniecznie wszystkim. Średniego wzrostu ciemnowłosa dziewczyna zwiewnym krokiem kierowała się do samego serca Londynu. Z perlistym uśmiechem obdarowywała niemalże każdego przechodnia zgrabnie go przy tym mijając. Niektórzy odwdzięczali miły gest, ale znaleźli się i tacy, którzy patrzyli na nią, jak na coś, co widzieli po raz pierwszy na oczy. Evelyn nie brała tego do siebie, ba! nawet nie zwracała na to uwagi. Była zbyt mocno pochłonięta korzystaniem ze swojego wspaniałego humoru, z którym się obudziła, i który towarzyszył jej wytrwale przez połowę dnia.  
Jej zielone oczy, co pewien czas, wznosiły się ku sklepowym szyldom, a czasami nawet omiatały przelotnie wystawy. Do chwili. Po przeczytaniu dużego białego napisu na różowym tle „Milkshake City”, na jej czole pojawiła się jedna, niewielka zmarszczka. Spojrzenie powoli przeniosła na szybę, a dokładnie na to co było tuż za nią. Pomieszczenie utrzymane było w bieli, granacie, zieleni i pomarańczu. Podłoga wyłożona była białymi i czarnymi płytkami, które razem wzięte tworzyły podłogową szachownicę. Przy wysokim, podłużnym kontuarze ustawione były wysokie, obracane krzesła. Jedne były ciemnoniebieskie, drugie zaś pomarańczowe. Takie same kolory miały dwuosobowe krzesła znajdujące się pod oknami. Kilka pojedynczych osób siedziało przy wysokim blacie sącząc bladoróżowe napoje. Przy stolikach natomiast, można było dopatrzeć się zaledwie dwóch par. Nie było tłumów, jak w McDonaldzie, ale nie można było też powiedzieć, że nikogo tam nie było. Evelyn pchnęła lekko szklane drzwi, a fala chłodnego powietrza obiła się o jej brzoskwiniową skórę. Do jej nozdrzy doleciał słodki zapach shake’ów, który z uśmiechem wciągnęła. Jeszcze raz rozejrzała się po knajpce i niewielkiej ilości ludzi. Jej spojrzenie znacznie dłużej zatrzymało się na chłopaku, który siedział niemalże cztery metry od niej. Ciemne jeansy i biała koszulka na krótki rękaw. Zniszczone trampki i artystyczny nieład na głowie. Travis. Evelyn uśmiechnęła się pod nosem, po czym pewnym krokiem ruszyła ku chłopakowi.
- Hej – rzuciła radośnie wpatrując się w niego i upewniając się czy to aby na pewno ta osoba, za którą ją ma.
Brunet automatycznie podniósł głowę znad książki i wlepił swoje brązowe oczy w filigranową postać. Szeroki uśmiech, ukazujący jego proste zęby, owionął jego zmęczoną twarz.
- Cześć, Evelyn. Miło cię widzieć. Siadaj – powiedział poklepując dłonią wolne, pomarańczowe krzesło.
Dziewczyna pospiesznie zajęła miejsce, jakby bojąc się, że może znając je ktoś inny.
- Dawno cię nie widziałem. Musisz mi też wybaczyć, że się nie odezwałem tak jak obiecałem, ale nie wyrabiam z nauką – skrzywił się na swoje ostatnie słowa, a dziewczyna odpowiedziała cichym chichotem.
- Pierwszy jak i zarazem ostatni raz widziałeś mnie… hm… przeszło tydzień temu, więc to chyba nie tak dawno. Bynajmniej nie dla mnie – uśmiechnęłam się perliście opierając łokciami o zimny, czarny blat. – Poza tym nie musisz się tłumaczyć.
- Okej – wzruszył jedynie ramionami przez cały czas nie spuszczając wzroku z dziewczyny. – Milkshake’a? -  spytał, po czym pochylając się delikatnie nad towarzyszką, dodał: – Nie chcę nic mówić, ale truskawkowe są najlepsze.
Z pomiędzy malinowych warg Evy wydostał się dźwięczny śmiech. Sama pochyliła się nad Travisem i powiedziała nieco ściszonym tonem, jednak nadal z rozbawieniem:
- W takim razie pokuszę się na truskawkowego.
Chłopak zawołał w kierunku niewysokiej rudowłosej dziewczyny, która miękkim krokiem podeszła do nich. Brunet złożył zamówienie, które już po chwili znalazło się na przeciwko dziewczyny.  Ujęła ona między kciukiem a wskazujący palcem białą słomkę, po czym wsunęła ją sobie między wargi i upiła niewielki łyk słodkiego aczkolwiek zimnego mlecznego napoju.
- Pyszne i… zimne – ostatnie słowo wypowiedziała ze śmiechem, czując jak po jej ciele przechodzi dreszcz.   
- Na taką pogodę w sam raz.
Chłopak upił pokaźny łyk swojego napoju.
- Jak idzie zaklimatyzowanie się w nowym otoczeniu? – spytał przenosząc wzrok na dziewczynę.
- Do pięćdziesiątki chyba uda mi się dojść do celu – zmarszczyła delikatnie wymodelowane łuki brwi, po czym uśmiechnęła się subtelnie. – A tak na poważnie nie jest najgorzej. Powoli, małymi kroczkami jakoś, jakoś idzie. Chyba – dodała. – A jak…
Pytanie brunetki przerwał dźwięk telefonu.
- Wybacz – mruknął sięgając do kieszeni spodni po urządzenie.
Przez krótką chwilę z niezadowolonym wyrazem twarzy wpatrywał się w wyświetlacz, po czym jednak zdecydował się na odebranie połączenia. Rozmowa była krótka.
- Przepraszam, ale muszę lecieć – powiedział lekko krzywiąc się na swoje słowa i przepraszającym spojrzeniem otulił dziewczynę.
- Och.
- Odezwę się później. Tym razem już na pewno. Obiecuję.
Evelyn przyglądała się jak Travis łapie pospiesznie torbę, przerzuca ją sobie przez ramię i znika za cienką warstwą szkła. Wzrokiem odprowadziła go do samych drzwi. „I znowu zostałaś s a m a.” - westchnęła. Chwilę jeszcze wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął, po czym spojrzała na swojego shake’a. Zamieszała w nim białą słomką i w kompletnej ciszy dokończyła napój. Gdy odsunęła od siebie delikatnie pustą, podłużną szklankę wyciągnęła z portfela kilka drobnych monet, ułożyła je na bladoróżowej serwetce i wyszła.  
Nie było jej na zewnątrz zaledwie kilka minut, a aura uległa zmianie o sto osiemdziesiąt stopni. Błękit nieba przysłoniły ociężałe kłęby szarych chmur, które tylko czekały, aby zrzucić balast w postaci deszczu. Chłodny wiatr owionął jej ciało, po którym przeszedł nieprzyjemny dreszcz. „Oby tylko nie padało” - pomyślała wznosząc oczy ku poszarzałemu niebu.
Jej kroki z minuty na minutę robiły się coraz szybsze. W duchu modliła się aby deszcz lunął dopiero gdy znajdzie się w domu, a nie gdy znajdowała się w centrum ogromnego parku. Nagle poczuła jak o jej nagie ramię rozbija się duża, mokra kropla. „Jeszcze nie teraz.”- fuknęła w duchu, ruszając żwawiej. Do tej pory wymijanie mijających ją ludzi szło jej doskonale. Do momentu.
- Prze… - zaczęła, ale widząc kim jest potrącona osoba zrobiła dwa kroki w tył i dodała sucho. – Chociaż nie.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. - Malik zaśmiał się wyszczerzając swoje białe zęby w szerokim łuku. Zlustrował postać dziewczyny od stóp do głowy, a uśmiech nie znikał mu z twarzy. Evelyn wywróciła teatralnie oczyma, po czym wyminęła go. W ostatniej chwili chłopak złapała ją za nadgarstek i delikatnie przysuwając do siebie. Podczas gdy jego ciepła dłoń zetknęła się z jej skórą, miała wrażenie jak nogi się pod nią uginają. Poczuła jak dziwne, ale dość przyjemne ciepło zsuwa się wzdłuż jej kręgosłupa, a następnie rozlewa po jej wnętrzu.
- Nie dasz zaprosić się na kawę?
- Nie – odparła pospiesznie, próbując wyrwać się z uścisku Zayna. – Poza tym, jakbyś nie zauważył zaczyna padać i nie mam ochoty na spacery do kawiarni. A już na pewno nie w twoim towarzystwie.
Chłopak skwitował to jedynie cichym śmiechem.
- Spokojnie. Zwyczajne „nie” wystarczyłoby.
Evy westchnęła poirytowana. Wyswobodziła rękę z uścisku chłopaka i bez słowa odeszła. Jednak mimo to nadal czuła na sobie jego przeszywające, ciepłe spojrzenie. Zacisnęła zęby i gwałtownie odwróciła się tyłu. Tak jak przeczuwała, chłopak szedł za nią. Gdy dziewczyna z  impetem wpadła na Mulata, ten objął ją w talii ratując przed upadkiem na parkową aleję. Ich ciała splotły się razem, a twarze były tak blisko, że obaj stykali się czubkami nosów. Dziewczyna wstrzymała powietrze. Jego gorący oddech z delikatnością muskał jej malinowe wargi. Oczy koloru ciepłego brązu nadal świdrowały ją w taki sposób, że nogi odmawiały posłuszeństwa, a serce przyspieszyło swój rytm.
Ocknij się, dziewczyno! - krzyknął nieznajomy głos w jej głowie.
Zamrugała kilkakrotnie, po czym jak oparzona odskoczyła od chłopaka odwracając się do niego tyłem. Jeśli myślała, że tym jakoś zamaskuje swoje zaróżowione policzki, myliła się.
- Robisz się jeszcze bardziej ładniejsza gdy masz rumieńce – powiedział tuż nad jej uchem.
- Po co za mną idziesz? – syknęła przez zęby zaczynając iść ku wyjściu z parku i próbując przenieść rozmowę na inny tor..
- Nie wiem… - odpowiedział lakonicznie wzruszając ramionami i wsunął ręce do kieszeni.
Evelyn po raz kolejny westchnęła.
Deszcz zaczął przybierać na sile. Duże, zimne krople spadały z szarych obłoków i rozbijały się o to, co tylko znalazły na swojej drodze. Brunetka niewiele myśląc, szła dalej. Chłopak zachowywał się jak jej cień i nie odstępował jej na krok.
- Wiesz, że nie zdążysz dojść do najbliższego sklepu, żeby się schować.
Nie odpowiedziała, tylko nadal szła przed siebie. 
Niespodziewanie deszcz luną jak z cebra, na co ciemnowłosa zatrzymała się przymykając powieki  i zaciskając dłonie w pięści. Przekleństwa same cisnęły się na jej usta, ale trzymała je dla siebie.
- I co stoisz jak słup. Chodź! – zakomenderował Zayn łapiąc ją ponad łokciem i pociągnął za sobą.
Evelyn bez słowa ruszyła za chłopakiem. Gdy obaj znaleźli się pod starym, dużym dębem, brunetka sięgnęła spojrzeniem do rozłożystej korony, która świetnie radziła sobie w roli parasola. Wzdychając ciężko skrzyżowała dłonie na piersi i oparła się plecami o pień. Szybko wzrokiem przemknęła po swojej mokrej koszulce, która przykleiła się do jej ciała. Przez krótką chwilę wsłuchiwała się jak mokre krople gwałtownie uderzają o soczyście zielone liście drzewa, tak jakby chciały się przez nie przedrzeć. Zielonymi oczami wpatrywała się w ścianę deszczu, którą miała niemalże na wyciągnięcie ręki, i która zasłoniła wszystko dookoła. W nozdrza wciągała masę świeżego, wilgotnego powietrza. Uwielbiała powietrze po deszczu.
- Przestaje padać.
Głos Malika przerwał martwą ciszę panującą między nimi i zagłuszył równomierny rytm wybijany przez deszcz. Dziewczyna nie odezwała się. Rzuciła w jego kierunku krótkie spojrzenie i zauważyła jak chłopak podąża ku niej. Oparł się ramieniem o chropowatą korę i założył ręce na klatce piersiowej.
- Bardzo dobrze. Przynajmniej będę mogła wrócić do domu. W  k o ń c u – mruknęła lekko zachrypniętym głosem, akcentując ostatnie słowa i odwróciła zielone oczy w przeciwnym kierunku.
- Nie wmówisz mi, że nie lubisz mojego towarzystwa.
Uśmiechnął się nonszalancko, unosząc jedną brew do góry.
- Tak się składa, że nie lubię.
- Oczywiście – rzekł, a uśmiech nadal nie znikał z jego twarzy. – Chodź, odprowadzę cię do domu – powiedziawszy, wyszedł spod ogromnego „parasola”.
- Jak to odprowadzisz? Sama też dojdę – odpowiedziała pospiesznie idąc w ślady chłopaka, po czym ruszyła główną aleją.
- Będę miał wyrzuty sumienia gdy coś ci się stanie.
- Nic i się nie stanie. Umiem o siebie zadbać – fuknęła przez zaciśnięte zęby. Musiała przyznać, że Zayn powoli zaczynał działać na nią jak czerwona płachta na byka. Jego osoba, zachowanie, głupie docinki. W s z y s t k o!
- W takim razie do zobaczenia – krzyknął za nią i pełen dumy odwrócił się i poszedł w swoim kierunku.
Oby nie – pomyślała w duchu. 

_
Witam. Na początek chcę Was wszystkie przeprosić za moją, hm, długą przerwę. Niestety jakoś nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale mm nadzieję, że nie jesteście na mnie złe i wybaczycie mi ten występek. Prawda? :-) Co do ów części to, standardowo, jestem średnio z niej zadowolona. Ale kto wie, Wy możecie uważać inaczej albo i nie, okaże się. Następny epizod ukaże się jak tylko wrócę do Polski. Nie wiem kiedy to będzie, ale coś czuję, że nie długo. A tym czasem uciekam nadrabiać zaległości na waszych blogach. Ach, i z góry przepraszam jeśli któryś pominę, ale z tego co zauważyłam trochę się tego nazbierało. :-) 

12 comments:

  1. Myślę, że dłuższa przerwa spełniła swoją rolę, bo rozdział jest naprawdę świetny :) Nie spodziewałam się takiego toku wydarzeń, jestem mile zaskoczona. Byłam wręcz pewna, że standardowo dziewczyna będzie zafascynowana Malikiem, on nią, bardzo się cieszę, ze jednak tak prosto nie będzie ;) No cóż trochę się stęskniłam za twoim opowiadaniem, więc czekam z niecierpliwością na następną część i życzę weny :D
    Do następnego!
    http://tell-me-a-lie-lara.blogspot.com/

    ReplyDelete
  2. Yay,powróciłaś ;D Nie rozumiem dlaczego jesteś średnio zadowolona,to jest naprawdę wspaniałe. Tak dobrze opisujesz otocznie,sytuacje,że z łatwością mogę sobie wyobrazić jak to wszystko wygląda. A to naprawdę duży plus :D Coś ten Travis ukrywa. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie daje mi spokoju kto mógł do niego dzwonić. Wydaje mi się,że musi mieć jakiś problem i to duży,no bo jakoś nie wierze,żeby był aż tak zmęczony samą nauką.Wiem jestem podejrzliwa,ale on jest naprawdę tajemniczy. No i Zayn trochę też. Teraz to już jestem pewna,że Evy mu się spodobała :D Z początku nie ogarnęłam o co chodziło z Zayn'em więc musiałam wrócić do końca II cz. i wszystko stało się jasne. Tak więc czekam na nowy i znając życie jeszcze lepszy od tego,bo naprawdę wyśmienicie idzie ci pisanie w 3 os. :D

    [i-am-not-perfect-but-who-is.blogspot.com]
    [never-give-up-the-dream.blogspot.com]

    ReplyDelete
  3. No. Ja już myślałam, że się pogniewamy normalnie. :D Łahaha, jak się cieszę, że dodałaś ten rozdział <3 Ale ten Malik działa jej na nerwy, ciekawe co z tego wyniknie . ;> Czekam na nn . <3


    [the-world-of-my-lifee.blogspot.com]

    ReplyDelete
  4. Jejku już myślałam , że nie dodasz tego rozdziału , ale jak widać moje przypuszczenia nie sprawdziły się , z czego bardzo się cieszę < 3 Rozdział jak zwykle wyszedł fenomenalnie. Rzeczywiście docinki Malika , mogły trochę rozzłościć , dziewczynę ale moim skromnym zdaniem myślę , że takie zachowanie mogło by jej się równie dobrze spodobać. Nie mniej jednak jestem bardzo ciekawa co z tego wszystkiego wyniknie , czekam na kolejne i weny życzę < 3

    ReplyDelete
  5. Przez chwilę mi się wydawało, że opuściłaś ten blog na zawsze. Uf, dobrze, że jesteś z powrotem :D Dlaczego jesteś z niej średnio zadowolona? Przecież jest super. Ale ten Malik natrętny :D Coś bardzo go ciągnie do tej brunetki. *nuci "miłość rośnie wokół nas"* Zabawne, jak ona próbuje się bronic przed jego urokiem osobistym :D Chyba jej średnio idzie, bo tylko go do niej bardziej ciągnie. I vice versa, ma się rozumieć. Ciekawe dlaczego Travis tak nagle musiał wracać. Hmm... Dobra, czekam sobie już nieco spokojniej na kolejny rozdział ^.^ Pozdrawiam, życzę dużo weny i zapraszam do mnie na kolejny ;)

    ReplyDelete
  6. Super opowiadanie. Lubie Zayn'a a to wielki plus ;D
    Tym czasem zapraszam na moje opowiadanie o Amy Woodley, dziewczynie z pasją oraz Liamie Paynie:
    http://now-i-can-breathe.blogspot.com/

    ReplyDelete
  7. No wreszcie coś dodałaś;d tak długo na niego czekałam;d bardzo fajny;d ahh ten Zayn..uwielbiam go!;d

    wróciłam na bloga z pamiętnikiem.
    www.hard-comes.blogspot.com

    Pozdrawiam;) xx

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj owszem mam a mam z koleżankami;d ale to nas chyba wzmacnia..? moze tak;d najważniejsze jest to, że jak to się mówi, będę miała co wspominać na starość;d hahah xD
      Jak chcesz wiedzieć coś o tych chłopakach to napisze ci na tt;p(@Ciruellaa) bedzie najlepiej;p wiesz nie chce zeby wsyzscy nagle wybrali sie w tamte strony, bo mi mojego księcia jeszcze poderwą i tyle bedzie xD

      Delete
  8. No i juz ci wsyztsko na tt napisałam xD

    ReplyDelete
  9. Czeeść. Wchodzę, patrzę, nowego jeszcze nie ma. Ale w sumie to się nie dziwię, bo w końcu pewnie jeszcze nie ma Cię w Polsce :D

    Zapraszam do siebie na rozdział 14 . : ) I nie uśmiercę Fabiana. Chyba..:D

    ReplyDelete