26/06/2012

Rozdział trzeci cz. I.


      - Przepraszam, szukasz kogoś? – Niski kobiecy głos z mocnym francuskim akcentem doszedł do uszu Evelyn. Dziewczyna wzdrygnęła się  delikatnie i gwałtownie odwróciła, spojrzeniem napotykając oszałamiająco wysoką kobietę. Ubrana
była w bordową  suknię w białe grochy, która sięgała jej do połowy łydek. Natomiast na stopach miała czarne zamszowe baleriny.  Jej nieskazitelnie mlecznobiała cera idealnie prezentowała się z czerwonymi, pełnymi ustami oraz czarnymi jak smoła włosami, które upięte były w kok.  Wyłupiaste szare oczy, lodowatym spojrzeniem  obdarowywały wszystko co tylko znalazło się w ich zasięgu. Nie można było też wyczytać z nich ani jednej, nawet najmniejszej emocji. Wydawały być się obojętne na otaczający świat.
Brunetka wyciągnęła z kieszeni ciemnych jeansów żółtą karteczkę rozczytując z niej imię i nazwisko, które podała jej jedna z uczennic szkoły baletowej.
 - Tak, szukam pani Joséphine Truxillo. – powiedziała spokojnie przenosząc ponownie wzrok na kobietę.
- To ja. – odpowiedziała dumnie unosząc głowę do góry. – Zapewne jesteś tu w sprawie nadchodzącego naboru. Jeśli tak, proszę za mną. – Nie czekając na odpowiedź Evelyn odwróciła się na pięcie poprawiając czarny szal, który otulał jej chude ramiona i skierowała się do swojego gabinetu. Pomieszczenie utrzymane było w jasnych, przyjaznych dla oczu barwach. Naprzeciwko dużych dębowych drzwi stało potężne biurko, na którego blacie znajdowała się masa teczek, luźnych kartek i kilka srebrnych ramek. Na ścianie prostopadłej do okna wisiało ogromne zdjęcie kobiety w białym stroju baletowym. Chuda sylwetka, czarne włosy, zimne spojrzenie w dal i kamienny wyraz twarzy. Nie był to nikt inny jak obecna dyrektorka szkoły Rambert School of Ballet and Contemporary Dance.
- Proszę usiąść i wypełnić to. – Na dźwięk głosu Joséphine, bruneta ponownie się wzdrygnęła, po czym posłusznie wykonała to co przed chwilą powiedziała kobieta. Złapała za srebrny długopis i zaczęła dokładnie wypisywać każdą kolejną rubrykę.  Gdy uporała się z wypisaniem dwóch stron, lekko podsunęła kartki ku Truxillo.
- Dobrze. – mruknęła pod nosem śledząc wzrokiem dane Evelyn. – Nabór odbędzie się trzydziestego pierwszego maja w samo południe. Nie spóźnij się; nie toleruję tego.
Brunetka przełknęła głośno ślinę przytakując głową.
- To tyle. – dodała lakonicznie pochłaniając się w przewracaniu sterty papieru.
- Dobrze. Do widzenia. – powiedziała i czym prędzej opuściła pomieszczenie.
Jedna z uczennic tej szkoły, od której dostała namiary na dyrektora, ostrzegała ją przed Truxillo. Początkowo dziewczyna uważała to jedynie za niemądry żart, który miałby na celu zniechęcenie jej do zapisu. Dlatego nie wzięła jej słów do siebie. Teraz po spotkaniu oko w oko z kobietą wiedziała, że dziewczyna chciała ją jedynie ostrzec i nie miała złych zamiarów.


Mais quand le rideau s’ouvrira
Tout ira beaucoup mieux peut-être

Cicha melodia wraz we słowami obijały się o jasne, brzoskwiniowe ściany. Waniliowy zapach tlącego się kadzidełka dodatkowo wypełniał pokój, który w pewnej mierze był zaciemniony. Tylko nieliczne słoneczne smugi próbowały wedrzeć się do pomieszczenia, chcąc nadać jemu przejrzysty widok. Niestety na próżno; gruby materiał nie pozwalał na to. Evelyn leżała na środku ogromnego łóżka wymachując nogami w powietrzu. Od przeszło trzydziestu minut jej wzrok spoczywał na ekranie notebook’a, na którym w niewielkim oknie  widniała postać dziewczyny. Jej czerwone, długie i idealnie proste włosy bezwładnie opadały na jej smukłe ramiona, które zakryte były czarnym materiałem koszulki z logiem ulubionego rockowego zespołu. Niewielkie piwne oczy standardowo otoczone były kępkami sztucznych rzęs. Kształtne wargi muśnięte były karminową szminką i jak zawsze ułożone były w szeroki uśmiech. Antonine była przykładem wiecznej optymistki. Niska, skoczna, roześmiana, strasznie pyskata i z bardzo długą listą wrogów. Wszędzie gdy tylko się znalazła wnosiła ze sobą całą masę radości. Nie wspominając o kłopotach, w które wiecznie się pakowała, a bruneta za wszelką cenę usiłowała ją z nich wyciągnąć. Zawsze się udawało. Czerwonowłosa była przeciwieństwem Evelyn, która uważana była raczej za szarą myszkę. Unikała kłopotów, sprzeczek z nauczycielami czy bliskich spotkań z dyrektorką szkoły. Zdecydowanie wolała żyć w zgodzie ludźmi, ale wiedziała, że przyjaźniąc się z Antonine było to raczej niemożliwe. Ale nie miała jej tego za złe. Uwielbiała tą dziewczynę. To dzięki niej jej życie nie miało wyłącznie szarych barw; nie było jedną wielką monotonią.
- Oh, wracaj do Paryża. Nie ma cię zaledwie kilka dni, a ta stara dewota od matmy przestała już nawet powtarzać „Bierz przykład z panny Williams.”.
Brunetka zaśmiała się pod nosem kiedy przyjaciółka zaczęła udawać nauczycielkę od matematyki.
- Toni, wiesz, że nie mogę.
- Możesz tylko nie chcesz. – powiedziała z pretensją w głosie i krzyżując ręce pod biustem.
- Wręcz przeciwnie. – Evelyn westchnęła ciężko. – Niedługo się zobaczymy, obiecuję.
Na te słowa Antonine ponownie się rozweseliła, kierując ku przyjaciółce perlisty uśmiech.
- Mam nadzieję, że przez ten krótki okres nie wpakowałaś się w  ż a d n e  tarapaty. – powiedziała, kładąc szczególny nacisk na słowo ‘”żadne”.
- No cóż.. No.. Tak trochę jakby.. – Język Toni plątał się, przez co dziewczyna nie mogła złożyć sensownego zdania. Po tym brunetka doskonale wiedziała, że złożona obietnica została zerwana.
- Antonine!
- Przepraszam, przepraszam, nie chciałam, ale te laski same się prosiły. Ale spokojnie jakoś z tego wybrnę. Sama.
- Oczywiście. - Evelyn wywróciła oczami, biorąc głęboki wdech.
- Ale po co ten sarkazm?
- Nie wiem o co ci chodzi. – W tym momencie to brązowowłosa obnażyła swoje mlecznobiałe zęby w szerokim uśmiechu. Otworzyła usta by coś dodać, jednak zrezygnowała kiedy po drugiej stronie zobaczyła jak drzwi do pokoju otwierają się z impetem i staje w nich niewielka postać chłopca. Nie był to nikt inny jak Aaron – młodszy brat Antonine.
- Te, mama cię woła. I to zaraz, teraz, bo inaczej porozmawiacie sobie inaczej. – rzucił od niechcenia wzruszając ramionami, po czym wpychając do ust garść paprykowych chipsów.
- Nie nauczyli cię pukać, głąbie. – dziewczyna warknęła w stronę brata, który uśmiechnął się jedynie szyderczo i zniknął z pola widzenia.
- Brakuje mi wysłuchiwania waszych kłótni.
- Nagram ci kilka i wyślę pocztą. A teraz wybacz, muszę iść. Zresztą sama słyszałaś. Do zobaczenia. – powiedziała machając do kamerki i śląc całusy. Evelyn poszła w jej ślady, po czym wyłączyła sprzęt i odłożyła go na drugi koniec łóżka. Podniosła się leniwie z ogromnego mebla, spod którego następnie wysunęłam dość spory błękitny karton. Podniosła jego wieko. Jej spojrzenie automatycznie powędrowało na bladoróżowe baletki. Wiedziała, że jeśli chce dostać się do jednej z najlepszych szkół baletowych w stolicy Wielkiej Brytanii musi ciężko ćwiczyć. Poświęcać ćwiczeniom każdą wolną chwilę, gdyż przesłuchanie zbliżało się wielkimi krokami. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie też łatwo zaimponować surowej dyrektor, Truxillo. Wyciągnęła parę baletek i wsunęła je na stopy dokładnie wiążąc tego samego koloru tasiemki. Następnie przystąpiła do niedługiej „rozgrzewki”, która miała przygotować jej ciało do wysiłku. Gdy uporała się  ze wstępem do ćwiczeń, podeszła do podłużnego lustra w rogu pokoju. Kolejno zaczęła stawiać kroki na drewnianej podłodze. Niestety niefortunny los chciał, że dziewczyna źle ułożyła stopę i wylądowała na zimnych panelach.

Pamiętaj, bądź silna.
Bądź silna!

Cichutki głosik rozbrzmiewał wewnątrz jej głowy, natarczywie powtarzając dwa słowa. Brunetka zacisnęła powieki, wstrzymują na moment powietrze.

- Boli mnie brzuch. Nie dam rady wyjść na scenę. – powiedziała dziewięcioletnia dziewczynka oplatając swoimi drobnymi rękoma brzuch, który pod wpływem nerwów zaczynał dawać się we znaki. Mała prima balerina spojrzała na jedną ze swoich koleżanek, która zaraz potem zniknęła za czarną kurtyną. To właśnie za nią siedział powód tremy małej Evelyn.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. – Średniego wzrostu kobieta przykucnęła przy dziewczynce, po czym ułożyła swoje ciepłe dłonie na jej przedramionach. W jej dużych zielonych oczach ganiały malutkie iskierki radości, a usta owionięte były subtelnym uśmiechem. – Pamiętaj, że nie należy tracić nadziei. Musisz być silną dziewczynką. Tego właśnie cię uczyłam, pamiętasz?
Brunetka przytaknęłam głową.
- Teraz twoja kolej. Idź i pokaż im kto tu rządzi. – powiedziała posyłając córce pokrzepiający uśmiech. Następnie pochyliła się nad nią i musnęła delikatnie jej czoło. – Trzymam kciuki. – krzyknęła za dziewięciolatką unosząc nieco do góry ściśnięte dłonie.
Gdy przesłuchania dobiegły końca oraz wywieszono listę osób grających poszczególne role, wszyscy uczestnicy castingu do sztuki wybiegli na hol. Wśród nich znajdowała się również drobna brunetka, która na widok rodzicielki roześmiała się perliście i kierowała ku niej swoje kroki. Rzuciła się jej prosto na szyję.
- Udało mi się. – powiedziała, a w jej głosiku pobrzmiewały dzwoneczki euforii.
- A nie mówiłam. – Kobieta ponownie przykucnęła przy dziecku. 
Dziewczynka objęła szyję mamy i powiedziała ciche „kocham cię”.

 Jedna kryształowa łza spłynęła po cherubinowym policzku, po której zaraz nie było ani śladu. Dziewczyna, siedząc nadal na podłodze, spojrzała w lustro myślami uciekając do wspomnieć sprzed lat. Pech chciał, że magiczna chwila została przerwana przez dzwoniący telefon. Brunetka sięgnęła po aparat i wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Evy, musisz mi pomóc. – Po drugiej stronie dało się  słyszeć zrozpaczony głos Viviene.
- Stało się coś?
- I to bardzo tragicznego.
- Mów, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności.
- Chodzi o to, że za trzy dni w szkole mamy bal maskowy, a ja nie mam sukienki. Evy, ratuj!
Po usłyszeniu ów informacji Evelyn parsknęła do słuchawki niepohamowanym śmiechem.
- Co w tym śmiesznego? – Blondynka najwyraźniej oburzyła się na reakcję koleżanki.
- Wybacz. Jesteś w domu?
- Nie w galerii handlowej Westfield Stratford City.
- Dobrze, będę jak najszybciej. Czekaj na mnie przy głównym wejściu. Na razie. – Rozłączyła się, po czym w mgnieniu oka zrzuciła ze stóp baletki, a zamiast nich założyła białe tenisówki. Wrzuciła do niewielkiej torby telefon i portfel, po czym zeszła na dół.
- Pożyczam samochód. – rzuciła do taty siedzącego w salonie z butelką piwa i oglądającego mecz koszykówki.
- Dokąd się wybierasz? – zapytał upijając pokaźny łyk alkoholu.
- Viviene chciała abym dołączyła do niej w Westfield Stratford City.Wytłumaczywszy, złapała za klucze od pojazdu i wyszła z domu.
Droga do galerii, która znajdowała się w zachodnim Londynie, nie przysporzyła dziewczynie trudności. Ciężko było jej jedynie przywyknąć do lewostronnego ruchu ulicznego. Kiedy Evelyn zaparkowała auto na parkingu, żwawo udała się do głównego wejścia, gdzie miała na nią czekać blondynka. Kiedy weszła do monstrualnego budynku, o mało nie złapała się za głowę. Wkoło niej kręciły się tysiące ludzi, a na dodatek przy wejściu nie wypatrzyła żadnej blondwłosej dziewczyny.  
- Evelyn! – Donośny krzyk rozniósł się dokoła i wpadł wprost do uszu dziewczyny. Ta odwróciła się gwałtownie w stronę z której dobiegło krzyczenie i zobaczyła drobną postać obładowaną masą papierowych, kolorowych toreb, machającą do niej. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyła ku Viv. Gdy tylko znalazła się w jej zasięgu blondwłosa pociągnęła ją w stronę pierwszego sklepu. Masa różnokolorowych sukienek i butów przewijała się przez ręce dziewczyn, jednak żadna z nich nie spodobała się Viviene. Albo była za długa, zawinił kolor, albo krój ubrania nie był taki jak wymarzyła sobie wcześniej.
- Obeszłyśmy już chyba wszystkie sklepy, a ty nic nie wybrałaś. – powiedziała bezsilnie opadając na wiklinowe krzesło w kawiarni, która miała miejsce na samej górze galerii. Dziewczyna wyjrzała przez barierkę. Ludzie znajdujący się na samym dole, z tej wysokości wyglądem przypominali mrówki.
- I co teraz? – zapytała blondynka podpierając głowę.
- Albo wybierzesz coś ze sklepu albo.. Mam pomysł.
Viv podejrzliwie aczkolwiek pytająco spojrzała na towarzyszkę.
- Mam jedną sukienkę, która mogłaby być na ciebie dobra. Sama miałam ją na sobie tylko raz. Chcesz ją zobaczyć? – powiedziała z nutką nadziei w głosie, więżąc w głębi ducha, że kreacja spodoba się dziewczynie.    

- Naprawdę sama ją zaprojektowałaś? Kręcisz. – powiedziała z niedowierzaniem Viv przypatrując się koleżance prowadzącej samochód. Ciężko jej było uwierzyć, że sukienka, którą wiozły ze sobą w czarnym pokrowcu była projektem nikogo innego jak Evelyn. Mimo, iż widziała poprzyczepiane do sztalugi przeróżne projekty ubrań, to i tak trudno było przyswoić sobie tę informację.
- Nie wierzysz mi to nie. – odpowiedziała delikatnie się przy tym uśmiechając.
Po dojechaniu na miejsce blondynka chwyciła wszystkie papierowe torby i pognała do domu, natomiast resztą w postaci jednej sukienki zajęła się Evy. Gdy dziewczyna stanęła w korytarzu usłyszała jak z kuchni dochodzą krzyki radości i śmiechy. Niepewnym krokiem weszła do dużego salonu. Rozejrzała się ukradkiem po pomieszczeniu, po czym przyszła kolej na kuchnię. Widząc jak po niej krząta się wysoki blondyn, a tuż zaraz za nim mniej więcej tego samego wzrostu szatyn, zaklęła w myślach. Zrobiła kilka kroków w tył, z nadzieją na ciche wycofanie się i udanie na górę. Niestety, w tym samym momencie na pograniczu salonu z kuchnią stanęła Viviene.
- O, Evy, właśnie miałam po ciebie iść. Chodź przedstawię cię chłopakom. -  mówiąc, podeszła do zielonookiej łapiąc na nadgarstek.
- To chyba nie jest dobry pomysł. – mruknęła, próbując wyrwać swoją rękę z uścisku.
Blondynka obnażyła jedynie zęby w szerokim uśmiechu.
- Poznajcie Evelyn. – Dziewczęcy głos rozniósł się po pomieszczeniu, a wszyscy jak na komendę zwrócili spojrzenia na zdezorientowaną brunetkę. 

 _
Wybaczcie mi za tą długą przerwę. Od dłuższego czasu żyję już wakacjami i wylotem do Stanów, dlatego też nie potrafię na niczym skupić. Jednak ostatnio postanowiłam, że nareszcie muszę usiąść z tyłkiem i zabrać się do napisania trzeciej części. I jak sami widzicie udało mi się. Rozdział wyszedł mi dłuższy niż przewidywałam, dlatego podzieliłam go na dwie części. Liczę, że moje wypociny spodobają się Wam, choć w pewnej mierze. :-) 
Ah, i jeszcze jedna rzecz. A mianowicie, wcześniej wspomniałam już o wylocie do USA na wakacje. W związku z tym nie wiem czy będę w stanie publikować kolejne części. Nie chciałabym robić dwu miesięcznej przerwy, ale.. zobaczymy jak to wyjdzie. A tym czasem obiecuję Wam, że część druga obecnego rozdziału pojawi się jeszcze w tym tygodniu. :-)

10 comments:

  1. Boski rozdział <3 Podziwiam cię za tak opisowe pisanie rozdziałów , dzięki temu można bardziej się wczuć ;D Super ;) Czekam na następny ^_^

    ReplyDelete
  2. Ciekawy rozdział, opisy cudne i wspomnienie, mmm... :)
    Starzsnie ci zazdroszczę tego wyjazdu do USA :D
    Zapraszam na nastepny rozdział: http://tell-me-a-lie-lara.blogspot.com/

    ReplyDelete
  3. Rozdział świetny;d i faktycznie te opisy pozwalają się świetnie wczuć w opisywane zdarzenia^^ xD

    ReplyDelete
  4. Super rozdział < 33 Bardzo mi się podoba i mam nadzieje na jak najszybszy rozdział 3 części drugiej .

    ReplyDelete
  5. tyle czekania ale opłaciło się :))
    Rodział bardzo ciekawy, masz talent, zazdrościmy ci z Oliwią ;*
    +zapraszamy do nas na 6 rodział :3

    ReplyDelete
  6. przeczytałam wszystko i baardzo mi sie podoba :). naprawdę trudno jest teraz znaleźć coś dobrego, z dobrym pomysłem i normalnym stylem. jestem zachwycona stworzoną przez ciebie historią i mam nadzieję, że mimo iż będziesz w US będziemy mogli spodziewać sie kolejnych rozdziałów. :D

    ReplyDelete
  7. zapraszam na mojego nowego bloga z opwoieadaniem;d xD [urealizbe.blogspot.com]

    ReplyDelete
  8. ŚWIETNY rozdział *.* cudowny . fenomenalny .
    Masz dwa dni na dodanie następnej części :D Nie grożę ci, ale proszę ^^. Kocham tego bloga i zapraszam do mnie:
    [http://imaginy-one-direction-fans.blogspot.com/]

    ReplyDelete
  9. Boże jak ja lubie czytac twoje opowiadanie. Masz bardzo fajny styl pisania, chyba ci już to pisałam... Dobra dawaj szybko następny;)

    ReplyDelete
  10. Wylot do Stanów? Łaaaaaa *-*. Ale Ci zazdroszczę, wprost nieopisanie.
    Do tego tak świetnie piszesz opowiadania. Bardzo ładny blog, fajnie prowadzisz dialogi i opisujesz swoich bohaterów. Nic tylko pozazdrościć jeszcze i tego.
    Cóż, czekamy w takim razie na następne rozdziały.

    A tymczasem pozdrawiam i zapraszam do siebie ~ www.mistaken-heart.blogspot.com

    ReplyDelete