- Przepraszam,
szukasz kogoś? – Niski kobiecy głos z mocnym francuskim akcentem doszedł do
uszu Evelyn. Dziewczyna wzdrygnęła się
delikatnie i gwałtownie odwróciła, spojrzeniem napotykając oszałamiająco
wysoką kobietę. Ubrana
była w
bordową suknię w białe grochy, która
sięgała jej do połowy łydek. Natomiast na stopach miała czarne zamszowe
baleriny. Jej nieskazitelnie
mlecznobiała cera idealnie prezentowała się z czerwonymi, pełnymi ustami oraz czarnymi
jak smoła włosami, które upięte były w kok. Wyłupiaste szare oczy, lodowatym
spojrzeniem obdarowywały wszystko co
tylko znalazło się w ich zasięgu. Nie można było też wyczytać z nich ani
jednej, nawet najmniejszej emocji. Wydawały być się obojętne na otaczający
świat.
Brunetka
wyciągnęła z kieszeni ciemnych jeansów żółtą karteczkę rozczytując z niej imię
i nazwisko, które podała jej jedna z uczennic szkoły baletowej.
- Tak, szukam pani Joséphine Truxillo. – powiedziała
spokojnie przenosząc ponownie wzrok na kobietę.
-
To ja. – odpowiedziała dumnie unosząc głowę do góry. – Zapewne jesteś tu w
sprawie nadchodzącego naboru. Jeśli tak, proszę za mną. – Nie czekając na
odpowiedź Evelyn odwróciła się na pięcie poprawiając czarny szal, który otulał
jej chude ramiona i skierowała się do swojego gabinetu. Pomieszczenie utrzymane
było w jasnych, przyjaznych dla oczu barwach. Naprzeciwko dużych dębowych drzwi
stało potężne biurko, na którego blacie znajdowała się masa teczek, luźnych
kartek i kilka srebrnych ramek. Na ścianie prostopadłej do okna wisiało ogromne
zdjęcie kobiety w białym stroju baletowym. Chuda sylwetka, czarne włosy, zimne
spojrzenie w dal i kamienny wyraz twarzy. Nie był to nikt inny jak obecna dyrektorka
szkoły Rambert School of Ballet and Contemporary Dance.
-
Proszę usiąść i wypełnić to. – Na dźwięk głosu Joséphine, bruneta ponownie się
wzdrygnęła, po czym posłusznie wykonała to co przed chwilą powiedziała kobieta.
Złapała za srebrny długopis i zaczęła dokładnie wypisywać każdą kolejną
rubrykę. Gdy uporała się z wypisaniem
dwóch stron, lekko podsunęła kartki ku Truxillo.
-
Dobrze. – mruknęła pod nosem śledząc wzrokiem dane Evelyn. – Nabór odbędzie się
trzydziestego pierwszego maja w samo południe. Nie spóźnij się; nie toleruję
tego.
Brunetka
przełknęła głośno ślinę przytakując głową.
-
To tyle. – dodała lakonicznie pochłaniając się w przewracaniu sterty papieru.
-
Dobrze. Do widzenia. – powiedziała i czym prędzej opuściła pomieszczenie.
Jedna
z uczennic tej szkoły, od której dostała namiary na dyrektora, ostrzegała ją
przed Truxillo. Początkowo dziewczyna uważała to jedynie za niemądry żart, który
miałby na celu zniechęcenie jej do zapisu. Dlatego nie wzięła jej słów do
siebie. Teraz po spotkaniu oko w oko z kobietą wiedziała, że dziewczyna chciała
ją jedynie ostrzec i nie miała złych zamiarów.
Mais quand le rideau s’ouvrira
Tout ira beaucoup mieux peut-être
Tout ira beaucoup mieux peut-être
Cicha
melodia wraz we słowami obijały się o jasne, brzoskwiniowe ściany. Waniliowy
zapach tlącego się kadzidełka dodatkowo wypełniał pokój, który w pewnej mierze
był zaciemniony. Tylko nieliczne słoneczne smugi próbowały wedrzeć się do
pomieszczenia, chcąc nadać jemu przejrzysty widok. Niestety na próżno; gruby
materiał nie pozwalał na to. Evelyn leżała na środku ogromnego łóżka wymachując
nogami w powietrzu. Od przeszło trzydziestu minut jej wzrok spoczywał na
ekranie notebook’a, na którym w niewielkim oknie widniała postać dziewczyny. Jej czerwone,
długie i idealnie proste włosy bezwładnie opadały na jej smukłe ramiona, które
zakryte były czarnym materiałem koszulki z logiem ulubionego rockowego zespołu.
Niewielkie piwne oczy standardowo otoczone były kępkami sztucznych rzęs. Kształtne
wargi muśnięte były karminową szminką i jak zawsze ułożone były w szeroki
uśmiech. Antonine była przykładem wiecznej optymistki. Niska, skoczna,
roześmiana, strasznie pyskata i z bardzo długą listą wrogów. Wszędzie gdy tylko
się znalazła wnosiła ze sobą całą masę radości. Nie wspominając o kłopotach, w
które wiecznie się pakowała, a bruneta za wszelką cenę usiłowała ją z nich
wyciągnąć. Zawsze się udawało. Czerwonowłosa była przeciwieństwem Evelyn, która
uważana była raczej za szarą myszkę. Unikała kłopotów, sprzeczek z
nauczycielami czy bliskich spotkań z dyrektorką szkoły. Zdecydowanie wolała żyć
w zgodzie ludźmi, ale wiedziała, że przyjaźniąc się z Antonine było to raczej
niemożliwe. Ale nie miała jej tego za złe. Uwielbiała tą dziewczynę. To dzięki
niej jej życie nie miało wyłącznie szarych barw; nie było jedną wielką
monotonią.
- Oh,
wracaj do Paryża. Nie ma cię zaledwie kilka dni, a ta stara dewota od matmy
przestała już nawet powtarzać „Bierz przykład z panny Williams.”.
Brunetka
zaśmiała się pod nosem kiedy przyjaciółka zaczęła udawać nauczycielkę od
matematyki.
-
Toni, wiesz, że nie mogę.
-
Możesz tylko nie chcesz. – powiedziała z pretensją w głosie i krzyżując ręce
pod biustem.
-
Wręcz przeciwnie. – Evelyn westchnęła ciężko. – Niedługo się zobaczymy,
obiecuję.
Na
te słowa Antonine ponownie się rozweseliła, kierując ku przyjaciółce perlisty
uśmiech.
-
Mam nadzieję, że przez ten krótki okres nie wpakowałaś się w ż a d n e tarapaty. – powiedziała, kładąc szczególny
nacisk na słowo ‘”żadne”.
-
No cóż.. No.. Tak trochę jakby.. – Język Toni plątał się, przez co dziewczyna
nie mogła złożyć sensownego zdania. Po tym brunetka doskonale wiedziała, że złożona
obietnica została zerwana.
- Antonine!
-
Przepraszam, przepraszam, nie chciałam, ale te laski same się prosiły. Ale
spokojnie jakoś z tego wybrnę. Sama.
-
Oczywiście. - Evelyn wywróciła oczami, biorąc głęboki wdech.
-
Ale po co ten sarkazm?
-
Nie wiem o co ci chodzi. – W tym momencie to brązowowłosa obnażyła swoje
mlecznobiałe zęby w szerokim uśmiechu. Otworzyła usta by coś dodać, jednak
zrezygnowała kiedy po drugiej stronie zobaczyła jak drzwi do pokoju otwierają
się z impetem i staje w nich niewielka postać chłopca. Nie był to nikt inny jak
Aaron – młodszy brat Antonine.
- Te,
mama cię woła. I to zaraz, teraz, bo inaczej porozmawiacie sobie inaczej. –
rzucił od niechcenia wzruszając ramionami, po czym wpychając do ust garść
paprykowych chipsów.
-
Nie nauczyli cię pukać, głąbie. – dziewczyna warknęła w stronę brata, który
uśmiechnął się jedynie szyderczo i zniknął z pola widzenia.
-
Brakuje mi wysłuchiwania waszych kłótni.
-
Nagram ci kilka i wyślę pocztą. A teraz wybacz, muszę iść. Zresztą sama
słyszałaś. Do zobaczenia. – powiedziała machając do kamerki i śląc całusy.
Evelyn poszła w jej ślady, po czym wyłączyła sprzęt i odłożyła go na drugi
koniec łóżka. Podniosła się leniwie z ogromnego mebla, spod którego następnie
wysunęłam dość spory błękitny karton. Podniosła jego wieko. Jej spojrzenie
automatycznie powędrowało na bladoróżowe baletki. Wiedziała, że jeśli chce
dostać się do jednej z najlepszych szkół baletowych w stolicy Wielkiej Brytanii
musi ciężko ćwiczyć. Poświęcać ćwiczeniom każdą wolną chwilę, gdyż
przesłuchanie zbliżało się wielkimi krokami. Zdawała sobie sprawę, że nie
będzie też łatwo zaimponować surowej dyrektor, Truxillo. Wyciągnęła parę
baletek i wsunęła je na stopy dokładnie wiążąc tego samego koloru tasiemki. Następnie
przystąpiła do niedługiej „rozgrzewki”, która miała przygotować jej ciało do
wysiłku. Gdy uporała się ze wstępem do
ćwiczeń, podeszła do podłużnego lustra w rogu pokoju. Kolejno zaczęła stawiać
kroki na drewnianej podłodze. Niestety niefortunny los chciał, że dziewczyna źle
ułożyła stopę i wylądowała na zimnych panelach.
Pamiętaj, bądź silna.
Bądź silna!
Cichutki
głosik rozbrzmiewał wewnątrz jej głowy, natarczywie powtarzając dwa słowa. Brunetka
zacisnęła powieki, wstrzymują na moment powietrze.
- Boli mnie brzuch. Nie dam rady wyjść
na scenę. – powiedziała dziewięcioletnia dziewczynka oplatając swoimi drobnymi
rękoma brzuch, który pod wpływem nerwów zaczynał dawać się we znaki. Mała prima
balerina spojrzała na jedną ze swoich koleżanek, która zaraz potem zniknęła za
czarną kurtyną. To właśnie za nią siedział powód tremy małej Evelyn.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. –
Średniego wzrostu kobieta przykucnęła przy dziewczynce, po czym ułożyła swoje
ciepłe dłonie na jej przedramionach. W jej dużych zielonych oczach ganiały
malutkie iskierki radości, a usta owionięte były subtelnym uśmiechem. –
Pamiętaj, że nie należy tracić nadziei. Musisz być silną dziewczynką. Tego
właśnie cię uczyłam, pamiętasz?
Brunetka przytaknęłam głową.
- Teraz twoja kolej. Idź i pokaż im
kto tu rządzi. – powiedziała posyłając córce pokrzepiający uśmiech. Następnie
pochyliła się nad nią i musnęła delikatnie jej czoło. – Trzymam kciuki. –
krzyknęła za dziewięciolatką unosząc nieco do góry ściśnięte dłonie.
Gdy przesłuchania dobiegły końca oraz
wywieszono listę osób grających poszczególne role, wszyscy uczestnicy castingu
do sztuki wybiegli na hol. Wśród nich znajdowała się również drobna brunetka,
która na widok rodzicielki roześmiała się perliście i kierowała ku niej swoje
kroki. Rzuciła się jej prosto na szyję.
- Udało mi się. – powiedziała, a w jej
głosiku pobrzmiewały dzwoneczki euforii.
- A nie mówiłam. – Kobieta ponownie
przykucnęła przy dziecku.
Dziewczynka objęła szyję mamy i
powiedziała ciche „kocham cię”.
Jedna kryształowa łza spłynęła po cherubinowym policzku, po
której zaraz nie było ani śladu. Dziewczyna, siedząc nadal na podłodze,
spojrzała w lustro myślami uciekając do wspomnieć sprzed lat. Pech chciał, że
magiczna chwila została przerwana przez dzwoniący telefon. Brunetka sięgnęła po
aparat i wcisnęła zieloną słuchawkę.
-
Evy, musisz mi pomóc. – Po drugiej stronie dało się słyszeć zrozpaczony głos Viviene.
-
Stało się coś?
- I
to bardzo tragicznego.
-
Mów, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności.
- Chodzi
o to, że za trzy dni w szkole mamy bal maskowy, a ja nie mam sukienki. Evy,
ratuj!
Po
usłyszeniu ów informacji Evelyn parsknęła do słuchawki niepohamowanym
śmiechem.
-
Co w tym śmiesznego? – Blondynka najwyraźniej oburzyła się na reakcję
koleżanki.
-
Wybacz. Jesteś w domu?
-
Nie w galerii handlowej Westfield Stratford City.
- Dobrze, będę jak najszybciej. Czekaj na mnie przy głównym
wejściu. Na razie. – Rozłączyła się, po czym w mgnieniu oka zrzuciła ze stóp
baletki, a zamiast nich założyła białe tenisówki. Wrzuciła do niewielkiej torby
telefon i portfel, po czym zeszła na dół.
- Pożyczam samochód. – rzuciła do taty siedzącego w salonie z
butelką piwa i oglądającego mecz koszykówki.
- Dokąd się wybierasz? – zapytał upijając pokaźny łyk
alkoholu.
- Viviene chciała abym dołączyła do niej w Westfield
Stratford City. – Wytłumaczywszy, złapała za klucze od pojazdu i wyszła z domu.
Droga do galerii, która znajdowała się w zachodnim Londynie,
nie przysporzyła dziewczynie trudności. Ciężko było jej jedynie przywyknąć do
lewostronnego ruchu ulicznego. Kiedy Evelyn zaparkowała auto na parkingu, żwawo
udała się do głównego wejścia, gdzie miała na nią czekać blondynka. Kiedy
weszła do monstrualnego budynku, o mało nie złapała się za głowę. Wkoło niej
kręciły się tysiące ludzi, a na dodatek przy wejściu nie wypatrzyła żadnej
blondwłosej dziewczyny.
- Evelyn! – Donośny krzyk rozniósł się dokoła i wpadł wprost
do uszu dziewczyny. Ta odwróciła się gwałtownie w stronę z której dobiegło
krzyczenie i zobaczyła drobną postać obładowaną masą papierowych, kolorowych
toreb, machającą do niej. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyła ku Viv. Gdy
tylko znalazła się w jej zasięgu blondwłosa pociągnęła ją w stronę pierwszego
sklepu. Masa różnokolorowych sukienek i butów przewijała się przez ręce
dziewczyn, jednak żadna z nich nie spodobała się Viviene. Albo była za długa,
zawinił kolor, albo krój ubrania nie był taki jak wymarzyła sobie wcześniej.
- Obeszłyśmy już chyba wszystkie sklepy, a ty nic nie
wybrałaś. – powiedziała bezsilnie opadając na wiklinowe krzesło w kawiarni,
która miała miejsce na samej górze galerii. Dziewczyna wyjrzała przez barierkę.
Ludzie znajdujący się na samym dole, z tej wysokości wyglądem przypominali
mrówki.
- I co teraz? – zapytała blondynka podpierając głowę.
- Albo wybierzesz coś ze sklepu albo.. Mam pomysł.
Viv podejrzliwie aczkolwiek pytająco spojrzała na
towarzyszkę.
- Mam jedną sukienkę, która mogłaby być na ciebie dobra. Sama
miałam ją na sobie tylko raz. Chcesz ją zobaczyć? – powiedziała z nutką nadziei
w głosie, więżąc w głębi ducha, że kreacja spodoba się dziewczynie.
- Naprawdę sama ją zaprojektowałaś? Kręcisz. – powiedziała z
niedowierzaniem Viv przypatrując się koleżance prowadzącej samochód. Ciężko jej
było uwierzyć, że sukienka, którą wiozły ze sobą w czarnym pokrowcu była
projektem nikogo innego jak Evelyn. Mimo, iż widziała poprzyczepiane do
sztalugi przeróżne projekty ubrań, to i tak trudno było przyswoić sobie tę
informację.
- Nie wierzysz mi to nie. – odpowiedziała delikatnie się przy
tym uśmiechając.
Po dojechaniu na miejsce blondynka chwyciła wszystkie
papierowe torby i pognała do domu, natomiast resztą w postaci jednej sukienki
zajęła się Evy. Gdy dziewczyna stanęła w korytarzu usłyszała jak z kuchni
dochodzą krzyki radości i śmiechy. Niepewnym krokiem weszła do dużego salonu. Rozejrzała
się ukradkiem po pomieszczeniu, po czym przyszła kolej na kuchnię. Widząc jak
po niej krząta się wysoki blondyn, a tuż zaraz za nim mniej więcej tego samego
wzrostu szatyn, zaklęła w myślach. Zrobiła kilka kroków w tył, z nadzieją na
ciche wycofanie się i udanie na górę. Niestety, w tym samym momencie na
pograniczu salonu z kuchnią stanęła Viviene.
- O, Evy, właśnie miałam po ciebie iść. Chodź przedstawię cię
chłopakom. - mówiąc, podeszła do
zielonookiej łapiąc na nadgarstek.
- To chyba nie jest dobry pomysł. – mruknęła, próbując wyrwać
swoją rękę z uścisku.
Blondynka obnażyła jedynie zęby w szerokim uśmiechu.
- Poznajcie Evelyn. – Dziewczęcy głos rozniósł się po
pomieszczeniu, a wszyscy jak na komendę zwrócili spojrzenia na zdezorientowaną
brunetkę.
_
Wybaczcie mi za tą długą przerwę. Od dłuższego czasu żyję już wakacjami i wylotem do Stanów, dlatego też nie potrafię na niczym skupić. Jednak ostatnio postanowiłam, że nareszcie muszę usiąść z tyłkiem i zabrać się do napisania trzeciej części. I jak sami widzicie udało mi się. Rozdział wyszedł mi dłuższy niż przewidywałam, dlatego podzieliłam go na dwie części. Liczę, że moje wypociny spodobają się Wam, choć w pewnej mierze. :-)
Ah, i jeszcze jedna rzecz. A mianowicie, wcześniej wspomniałam już o wylocie do USA na wakacje. W związku z tym nie wiem czy będę w stanie publikować kolejne części. Nie chciałabym robić dwu miesięcznej przerwy, ale.. zobaczymy jak to wyjdzie. A tym czasem obiecuję Wam, że część druga obecnego rozdziału pojawi się jeszcze w tym tygodniu. :-)
Boski rozdział <3 Podziwiam cię za tak opisowe pisanie rozdziałów , dzięki temu można bardziej się wczuć ;D Super ;) Czekam na następny ^_^
ReplyDeleteCiekawy rozdział, opisy cudne i wspomnienie, mmm... :)
ReplyDeleteStarzsnie ci zazdroszczę tego wyjazdu do USA :D
Zapraszam na nastepny rozdział: http://tell-me-a-lie-lara.blogspot.com/
Rozdział świetny;d i faktycznie te opisy pozwalają się świetnie wczuć w opisywane zdarzenia^^ xD
ReplyDeleteSuper rozdział < 33 Bardzo mi się podoba i mam nadzieje na jak najszybszy rozdział 3 części drugiej .
ReplyDeletetyle czekania ale opłaciło się :))
ReplyDeleteRodział bardzo ciekawy, masz talent, zazdrościmy ci z Oliwią ;*
+zapraszamy do nas na 6 rodział :3
przeczytałam wszystko i baardzo mi sie podoba :). naprawdę trudno jest teraz znaleźć coś dobrego, z dobrym pomysłem i normalnym stylem. jestem zachwycona stworzoną przez ciebie historią i mam nadzieję, że mimo iż będziesz w US będziemy mogli spodziewać sie kolejnych rozdziałów. :D
ReplyDeletezapraszam na mojego nowego bloga z opwoieadaniem;d xD [urealizbe.blogspot.com]
ReplyDeleteŚWIETNY rozdział *.* cudowny . fenomenalny .
ReplyDeleteMasz dwa dni na dodanie następnej części :D Nie grożę ci, ale proszę ^^. Kocham tego bloga i zapraszam do mnie:
[http://imaginy-one-direction-fans.blogspot.com/]
Boże jak ja lubie czytac twoje opowiadanie. Masz bardzo fajny styl pisania, chyba ci już to pisałam... Dobra dawaj szybko następny;)
ReplyDeleteWylot do Stanów? Łaaaaaa *-*. Ale Ci zazdroszczę, wprost nieopisanie.
ReplyDeleteDo tego tak świetnie piszesz opowiadania. Bardzo ładny blog, fajnie prowadzisz dialogi i opisujesz swoich bohaterów. Nic tylko pozazdrościć jeszcze i tego.
Cóż, czekamy w takim razie na następne rozdziały.
A tymczasem pozdrawiam i zapraszam do siebie ~ www.mistaken-heart.blogspot.com