- Mogę na chwilę? – Cichy, ochrypły
głos rozbrzmiał w domowym gabinecie Anthony’ego. Mężczyzna flegmatycznie
przeniósł zmęczone spojrzenie znad laptopa w kierunku masywnych drzwi, po czym
uśmiechnął się nikle na widok córki.
- Charlotte kazała leżeć ci w łóżku.
Nie chciałbym być na twoim miejscu kiedy zobaczy się na nogach. - Pokiwał głową
na boki, odsuwając sprzęt z dala od siebie. Upił spory łyk whisky, po czym
podsunął sobie plik dokumentów.
- Jak mam leżeć w łóżku, kiedy tam na
dole właśnie ubierają choinkę? – spytała, a grymas niezadowolenia wymalował się
na jej cherubinowe twarzy. – Tak poza tym przyszyłam tu po to, żeby z tobą
porozmawiać. A to chyba mi jeszcze wolno.
- O czym chcesz ze mną pomówić?
- Pozwól mi pojechać do Paryża –
powiedziała po chwili ciszy, która zapanowała w pomieszczeniu. Anthony uniósł
spojrzenie i skierował je na skuloną postać wbitą w czarny, skórzany fotel. Odchrząknął,
odkładając długopis.
- Kiedy?
- Najlepiej zaraz po świętach. Może
dwudziesty siódmy? Ósmy? W każdym bądź razie chcę jak najszybciej spotkać się z
mamą. – Ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem. Minęło już ponad pół roku od
śmierci Léonie, a mimo to mówienie o tym wciąż
sprawiało jej niewyobrażalną trudność.
Ojciec dziewczyny pokiwał zrozumiale
głową.
- Postaram się jeszcze dzisiaj zabukować
ci bilet i pokój w hotelu. Ale teraz zmykaj do łóżka, bo chorej nikt cię nie
puści.
Evelyn rozpromieniła się na słowa
ojca, po czym podniosła gwałtownie z fotela. Obeszła masywne biurko, a
następnie ucałowała i uściskała mężczyznę, dodając:
- Dziękuję.
Przemierzając kolejne stopnie w dół,
ułożyła usta w rozkosznym uśmiechu na myśl, że już niedługo znajdzie się w
Paryżu, swoim rodzinnym i utęsknionym mieście. Poprawiła błękitny rękaw koszuli
i weszła do salonu. Tak jak się spodziewała, świąteczne drzewko było już prawie
całe przystrojone. Wokół niego krzątali się chłopacy z One Direction w
niepełnym składzie oraz Viviene, która związywała gałązki jemioły wstążką. Louis
wraz z Niallem biegali po pomieszczeniu owinięci czerwonymi i srebrnymi
łańcuchami, wykrzykując coś do siebie. Harry uparcie próbował zaczepić sobie karminową
bombkę na drugie ucho, które najprawdopodobniej miało służyć jako kolczyk. Jedynie
Liam był spokojny jak zawsze i zawieszał kolejną ozdobę na zieloną gałązkę
choinki. Widząc to Evy zaśmiała się krótko, ale na tyle głośno by zwrócić na
siebie uwagę przyjaciół i przybranego rodzeństwa.
- Nie powinnaś być w łóżku? – spytał
troskliwie Liam, po czym uśmiechnął się przyjaźnie w kierunku dziewczyny.
- A wy nie powinniście byli ubrać
choinki godzinę temu? – odpowiedziała
pytaniem na pytanie, chwytając za srebrną bombkę i zawiesiła ją na choince.
- Z nimi nie da się tego zrobić w
kilka minut. Zresztą sama widzisz co robią. – Brunet kiwnął głową w kierunku
Louisa, Harry’ego i Nialla, którzy bawili się w najlepsze. Ponownie
zachichotała pod nosem i skierowała się przodem do pachnącego drzewka.
- Zayn się odzywał? – spytała
szeptem, kątem oka zerkając na przyjaciela. Skubiąc zielne igły, modliła się w
duchu o pozytywną odpowiedź. Od śmierci jego ojca minęły dwa tygodnie, a ona
nie dostała ani jednej odpowiedzi na wysłane widomości. Pierwszych kilka dni
bez odzewu było dla niej zrozumiałe. Ale czternaście dni? Było lekką przesadą,
a z dnia na dzień denerwowała się coraz bardziej.
- Trzy dni temu skontaktował się z
Niallem. Mówił, że wszystko w porządku i być może jeszcze przed świętami zjawi
się w Londynie.
Evelyn przytaknęła twierdząco. Chciała
żeby chłopak jednak zdecydował się przyjechać do stolicy. Nie potrafiła już
dłużej kryć, jak jej go brakuje. Była przygnębiona świadomością, że nie mogła go zobaczyć, spojrzeć
w czarujące mlecznoczekoladowe oczy, tudzież spędzić z nim jednej, krótkiej
chwili. Odczuwała coś w rodzaju tęsknoty. Brakowało jej jego uśmiechu, który
malował się na jego kuszących wargach i samej osoby, która powodowała, że życie
było bardziej kolorowe i weselsze. Na
samą myśl o brązowookim chłopaku jej kąciki ust mimowolnie unosiły się ku górze,
a po jej wnętrzu rozlewało się przyjemne ciepło.
-
Evelyn, skoro już tu jesteś to przydaj się ma coś. Wchodź na drabinę i przyczep
jemiołę na tamtym haczyku – oznajmiła Viviene, wskazując kolejno na metalową,
rozkładaną drabinę i mały haczyk przyczepiony tuż nad wejściem z holu do
salonu. Blondynka, jak zawsze z perlistym uśmiechem, podała jej kilka
niewielkich gałązek związanych czerwoną wstążką.
-
Dlaczego ja? – spytała, unosząc lekko do góry jedną brew.
- Bo ja
mam lęk wysokości. – Wzruszyła ramionami, po czym wepchnęła jemiołę prosto w
dłonie brunetki.
- Ale
to zaledwie dwa metry nad ziemią. A może i nawet mniej. – Zaśmiała się cicho
podchodząc do metalowego przedmiotu. – Ta drabina się chwieje – powiedziała,
wchodząc ostrożnie na drugi stopień.
-
Złapię cię jak będziesz spadać. – Usłyszała za sobą kojący, męski głos, który
za każdym razem przyprawiał ją o porcję dreszczy i uśmiechów, które do tej pory
starała się kryć. Czuła jak głos Boga Seksu kłębi się nad nią. Mocniej zacisnęła
dłonie na metalowych rurkach. Niepewnie odwróciła głowę i zetknęła się z twarzą
Malika. Jej filigranowe ciało przeszły ciarki, powodując, że zaczęła drżeć. Przez
jeszcze otwarte wejściowe drzwi, wpadł do pomieszczenia mroźny wiatr i bez
pytania zaczął bawić się kosmykami włosów, które nie zostały wpięte w warkocz. Wszyscy
bacznie obserwowali przybyłego Zayna, niczym niezidentyfikowany obiekt
latający. Brązowowłosa zastygła w połowie drogi na górę przyglądając się jego kolejnym
poczynaniom. Rozpiął kurtkę i uśmiechnął się kusząco zwilżając dolną wargę
koniuszkiem języka. Powoli uniósł wzrok i przejechał nim po ciele dziewczyny.
Widziała jak dokładnie lustruje każdy skrawek jej obecnego ubioru, zahaczając o
zmarszczenia błękitnego materiału koszuli, kończąc na puchatych kapciach, a
następnie ponownie unosząc rozbawione spojrzenie i łącząc się nim z Evelyn. Nagle
poczuła lekkie ukłucia w łydce. Otrząsnęła się z omoku i spojrzała na swoją
nogę. Lekkie aczkolwiek nieprzyjemne kłucia wywołane były przez blondwłosą,
która z niecierpliwością czekała, aż jemioła zawiśnie na haczyku. Co jej się
tak śpieszy?, mruknęła w myślach i wspięła się szczyt drabiny. Umocowawszy gałązki
w wyznaczonym miejscu mogła zejść na ziemię.
- Miło,
że mnie ktoś asekurował – mruknęła niezadowolona w kierunku przyjaciół, którzy obstąpili
Mulata. Wszyscy jak na zawołanie rozsunęli się robiąc przejście.
Zayn,
bez zbędnych ceregieli, wartkim krokiem podszedł do dziewczyny biorąc ją w
swoje silne ramiona i wtulił twarz w jej ciepłą szyję. Ona również nie
pozostała mu dłużna i wtuliła się w jego kurtkę pachnącą lodowatym popołudniem.
- Ładna koszula – szepnął wprost do jej
ucha, palcami zahaczając o delikatny materiał.
- Tak,
też się cieszę, że cię widzę – oznajmiła, sprzedając chłopakowi lekkiego
kuksańca w bok, po czym przesunęła się w bok.
- Nie
chcę nic mówić, ale właśnie przyjechała mama i jeśli cię tu zobaczy, będzie
nieciekawie. - Ciszę, która chwilowo
zapanowała w grupie zebranych, przerwał Harry. Zielonymi oczyma spoglądał raz w
okno, a raz na Evy.
- Na co
czekasz? Jazda na górę – krzyknął Louis, obracając dziewczynę w kierunku
schodów, do których zaczęli się kierować niezgrabnymi ruchami.
-
Dzięki Lou, dalej dam sobie radę – oznajmiła, strącając dłonie przyjaciela z
ramion. Ukradkiem, tęsknym spojrzeniem obdarowała Mulata, który pochłonął się w
rozmowie z Horanem i Paynem. Dopiero co przyjechał, a ona już musiała się z nim
rozstać. Ale mimo to cieszyła się ogromnie, że jednak przyjechał i spotkał się
z nią. Na dźwięk otwieranych drzwi biegiem udała się do swojej sypialni.
Wskoczyła na łóżko, a następnie zrzuciła
kapcie ze stóp, które dźwięcznie opadły na drewniany parkiet. Smętnym
spojrzeniem przejechała po pokoju, w którym panował kompletny chaos. Fotel
zaczął odgrywać rolę szafy, a stolik i szafka stojąca przy łóżku po brzegi
zapełniona była lekarstwami, którymi była faszerowana przez Charlotte. Na sam
widok kolorowych pudełek z tabletkami i syropami, skrzywiła się. Usłyszała, jak
salwy perlistych śmiechów dobiegają z dołu. Oni teraz świetnie bawią się w
swoim towarzystwie, a ona musiała leżeć w łóżku i usychać z nudów. Westchnęła
ciężko z wzrokiem wbitym w brązowe drzwi. Nagle dostrzegła jak złota klamka nieznacznie
się poruszyła. Zaciekawiona delikatnie zmrużyła powieki i przechyliła głowę. W
spokoju oczekiwała, aż drzwi otworzą się i ujrzy swojego gościa.
- Mogę?
– spytał, opierając się o framugę drzwi.
Stał z
obojętnością. Jego urokliwa i pełna wdzięku buzia była nadzwyczaj skupiona. Nie
mogłam zaprzeczyć temu, że nawet ze spokojem, wyglądał wspaniale. Miał
magicznie seksowne rysy twarzy i buszujący ogień w czekoladowych oczach. Pełne,
okazałe wargi błyszczały bezkarnym i nieziemskim pożądaniem. Za każdym razem,
kiedy lustrowała zniewalającą postać wokalisty, dostrzegała w niej coś innego.
Zawsze upajała się nęcący widokiem Malika, który ostatnio często pojawiał się w
jej bajecznych snach. W marzeniach ciągle tulił do swojego umięśnionego i
wabiącego torsu, pozwalając kosztować bezcennego, barwnego szczęścia. Razem
upijali się romantycznymi chwilami, nalewając coraz więcej namiętności do
srebrzystych kieliszków. Rano, kiedy się budziła, na jej cherubinowej twarzy
malował się uśmiech. Cieszyła się, że chociaż w snach, mogłam się spełniać i
klaskać w dłonie z fortuny miłości.
Evelyn wzruszyła lekko chudymi
ramionami, nadal utrzymując błogi kontakt wzrokowy. Zniewolił ją brązowymi
tęczówkami po raz kolejny. Uśmiechnął się zawadiacko, po czym ruszył w jej
kierunku.
- Powinnaś się położyć i przykryć.
Inaczej w ogóle nie wyzdrowiejesz – oznajmił ze stoickim spokojem, pochylając się
nad dziewczyną i opierając swoje dłonie na
jej ramionach. Delikatnie zaczął napierać na nią swoim ciężarem tak, by
dziewczyna w końcu przeniosła się po pozycji leżącej. Gdy dopiął swego,
szczelnie otulił ją kołdrą, a następnie kocem, który wcześniej walał się po
podłodze. Evelyn patrzyła na niego z wyraźnie wymalowanym zaskoczeniem. Skąd
nagle u niego taka nadopiekuńczość? - O której masz wziąć lekarstwa? – spytał, łapiąc
listek mlecznobiałych tabletek na ból gardła.
- Chociaż ty nie każ mi tego brać. - Brunetka
jęknęła niezadowolona chowając twarzy pod warstwą satynowej kołdry. Mimo to
usłyszała jak chłopak parska śmiechem i wyczuła, jak miękki materac ugina się
pod jego ciężarem.
- Chcesz wyzdrowieć czy może święta
chcesz przeleżeć w łóżku? – Zadał kolejne pytanie i delikatnie zsunął materiał
z twarzy dziewczyny.
- To było pytanie retoryczne?
- Powiedzmy. – Wymruczał cichutko, niczym wabiący
kociak ostrzący pazury na swoją ofiarę. Chłopak uniósł do góry zgrabne brwi i
wlepił spojrzenie w brązowowłosą, pochylając się nad nią nieznacznie.
Z niewinnym
uwielbieniem wtapiała się w głębokie, orzechowe oczy chłopaka. Ku rozkosznemu
zdziwieniu, Zayn przysuwał się do niej coraz bliżej. Bóg Seksu przybliżył swoją
twarz tak, że dzieliły ich jedynie nieliczne, gorące centymetry. Bezkarnie
pieścił oddechem i doprowadzał do obłędu. Evelyn niepewnie zachwiała wzrok,
spuszczając go w dół. Brunet delikatnie ujął w dłoni jej podbródek i zaczął
gładzić go opuszkami palców. Było jej dobrze i mimo wszystkich kłopotów, czuła
ciepłe bezpieczeństwo. Czuła co zaraz miałoby się wydarzyć. Delikatnie wysunęła
dłoń spod kołdry, po czym wskazujący palec ułożyła na jego aksamitnych wargach.
- Wciąż
jeszcze zarażam.
Kiwnął
na znak zrozumienia, po czym złożyła na jej czole czuły pocałunek. Tym na
chwilę obecną musiała się zadowolić.
Gdy
tylko na ekranie laptopa pojawiły się napisy głoszące koniec filmu, dziewczyna
wyłączyła sprzęt i odłożyła go na bok. Złapała do ręki iPhone’a. Zegar na
wyświetlaczu wybijał 20:05, a także pokazywał jedną widomość tekstową. Widząc
jej nadawcę uśmiechnęła się do aparatu i pospiesznie odczytała SMS-a. Tower Bridge, godzina 20:45. Miała
szczęście, że tata zabrał Charlotte do teatru, a później na kolację. Wiedziała,
że za szybko nie wrócą, więc spokojnie mogła wymknąć się z domu na spotkanie z
chłopakiem.
Nie tracąc
chwili dłużej wyskoczyła spod ciepłej kołdry i weszła do garderoby. Wsunęła na
nogi granatowe rurki i karmelowe buty emu. Zarzuciła na górę białą bokserkę, na
następnie biały sweter. Poprawiła jeszcze jedynie warkocz, po czym na ramiona
zarzuciła czarny płaszcz i szyję otuliła brązowym kominem. Po cichu zeszła na
dół. Już miała otwierać drzwi, kiedy to
usłyszała za sobą:
- A dokąd
to?
Zaklęła
pod nosem i powoli odwróciła się. Na pograniczu holu z salonem stał Harry ze
skrzyżowanym rękoma i zmarszczonymi brwiami.
- Na
spacer?
- O tej
porze? Na dodatek chora? Ciekawe.
- Och,
proszę nie mów nikomu.
Chłopak
z burzą loków na głowie uśmiechnął się szeroko, a w jego policzkach pojawiły
się urocze dołeczki.
- Ale
krył cię nie będę, jasne?
- Jak
słońce. – Z uśmiechem wyrysowanym na twarzy podeszła do chłopaka muskając jego policzek
i dodając jeszcze ciche ”dziękuję”, a następnie zniknęła z drzwiami.
Żwawym
krokiem szła przez owładnięte atramentową nocą uliczki śnieżnej krainy. Mróz
szczypał w nos i policzki, które dziewczyna starała ukryć za wełnianym szalem. W
dzielnicy Londynu panowała cisza, ale jeszcze kilka metrów i przywita ją wrzawa
miasta. Im bliżej była wyznaczonego miejsca, tym coraz bardziej opętywała ją
radość, której nie umiała zwalczyć. Kiedy
stanęła na moście dostrzegła postać opartą o barierkę. Zrobiła kilka kroków w
stronę chłopaka. Szła cicho i powoli.
-
Przepraszam, że musiałeś czekać – odparła, kiedy stanęła tuż obok chłopaka,
ramię w ramię.
-
Zastanawiałem się w ogóle czy Harry wypuści cię z domu.
- Dał
się przekupić .– Uniosła do góry jeden kącik ust, wtulając nos w ciepły
materiał.
- Chce
wiedzieć czym?
- Nie –
odpowiedziała szybko, po czym oboje zamilkli. Zayn stał z rękoma opartymi o
lodowatą barierkę i wzrokiem utkwionym w dal.
- Safaa
chce, abyś ją odwiedziła. Wspominała coś jeszcze o swoich lalkach, ale przyznam
szczerze, że nie bardzo ją słuchałem. – Odezwał się i uśmiechnął się krótko.
- Najważniejsze, że ja wiem o co
chodzi. – Ponownie nikły uśmiech wkradł się na jej twarz, tym razem spowodowany
wspomnieniem niedługiej rozmowy z najmłodszą z sióstr chłopaka, z którą
dogadywała się chyba najlepiej. – Jak się
ma twoja mama?
Nabrał w płuca masę mroźnego, suchego powietrza, po
czym wypuścił je.
- Dobrze
– mruknął lakonicznie i odwrócił głowę w kierunku dziewczyny. Bez słowa przytulił
ją do siebie i wtulił się w nią, jak to miał w nawyku robić. – Brakowało mi
ciebie, Evelyn.
- Ja
też tęskniłam – szepnęła, wysuwając dłonie z kieszeni płaszcza i splotła je na
plecach chłopaka.
Ich
zapachy mieszały i miksowały się w mroźnym powietrzu, ona emanująca kobiecością
i on, świecący seksem i namiętnością. Pragnęła trwać tak wtulona w niego najdłużej
jak się da. Bóg Seksu odchylił delikatnie głowę do tyłu i uśmiechnął się,
zupełnie tak jak za starych czasów, kiedy próbował omamić ją swoim urokiem. Aż
w końcu dopiął swego.
-
Chrzanić chorobę. Wiem, że też tego chcesz – wymamrotał wprost w jej malinowe,
stęsknione wargi.
Ta
ulotna chwila wirowała jej przed oczami. Jego twarz była tak blisko i coraz,
coraz bliżej. Zetknęli się spragnionymi ustami, czując jak ich języki złączają
się w gorącym i namiętnym tańcu. Mimo minusowej temperatury za zewnątrz, Evelyn
zrobiło się diabelnie duszno, czuła jak porcelanowe policzki przybierają różowy
kolor. Brunetka wtopiła dłonie w gęste, kruczoczarne włosy Mulata. Mruknęła,
kiedy się od siebie odłączyli i patrzyli na siebie spragnionymi wzrokami.
Chłopak zaczął delikatnie gładzić prawą ręką jej rumiany policzek. Uśmiechnął się nikle,
ponownie przytulając ją do siebie.
Stała na
świeżym, kojącym emocje powietrzu, nadal cała drżąc ze szczęścia i miłości.
* * *
Witam. <3
Jak widać w końcu przybyłam z kolejnym rozdziałem. Oczywiście jak zwykle z dużym, wręcz ogromnym opóźnieniem wynikającym z (...) - tu, powiedzmy, że zastąpił szereg wyjaśnień i beznadziejnych tłumaczeń, których Wam oszczędzę. Szkoda słów na moją dezorganizację, dlatego przejdźmy do notki. I jak? Mam nadzieję, że nie wyszła najgorzej, choć ostateczną ocenę pozostawiam Wam. :)
P.S. z zaległościami uwinę się do środy.
Trzymajcie się.
Przeczytałam 4 razy <3 uwielbiam! Mam nadzieję, że next dodasz szybciej? ;)
ReplyDeleteCudownie ! Czekałam na tę chwilę od samego początku <3 Bosko, trzymam za nich kciuki ze wszystkich sił <3
ReplyDeleteboze ile ja na to czekalam ale nie powiem nie olacilo sie chwile ponicierpliwic :) genialne (jak zwykle)
ReplyDeleteDlaczego kuźwa musisz być taka zdolna !!? no whyyy! :( ? jejku no kuźwa kocham to czytać, piszesz tak cudowniee. tak okropnie czekałam na ten rozdział, że sobie nawet tego nie wyobrazasz, i jest w koncu sie pojawił, jak zawsze idealny dlatego po raz kolejny mnie nie zawiodłaś i na pewno nigdy nie zawiedziesz bo kocham wszystko co piszesz. Ten rozdział jest tak piękny, tak przepełniony miłością, że aż kipi ! Widać, że ta dwójka jest niesamowicie w sobie zakochana, na prawdę jestem pod wrażeniem i taj strasznie chciałabym być na jej miejscu :( już mi się płakać cchę na prawdę, co ty ze mną skarbie robisz? ;o no oczywiscie czekam na dalszy ciąg akcji! tylko proszę proszę szybciutko! buziaczki :*
ReplyDeletewishmeyourself.blogspot.com
Jak zwykle epicko, cudownie... i w ogóle. Tak, myślę że "i w ogóle" to całkiem dobre określenie, bo jakbym zaczęła tutaj sypać dobrymi epitetami... :D Evy i Zayn. Awww. Jacy oni są cudowni. Jak oni do siebie cudownie pasują. Cieszę się, że to się w końcu dzieje. Że jest tak pięknie. I mam głęboką nadzieję, że na razie tak pozostanie? Tak, ostatnia scena zdecydowanie była nieziemska. Coś, na co warto poczekać :D Ciekawa jestem co się wydarzy podczas pobytu Evy w Paryżu. Bo zdaje się, że to nie będzie ot taki sobie wyjazd? Że będzie miał spore znaczenie? Chociaż, kto wie ^,^
ReplyDeletePozdrawiam cieplutko, życzę wszystkiego dobrego i czekam sobie dość niecierpliwie na kolejny :)
Yaaaay, jak słodko i cudownie.
ReplyDeleteWreszcie coś się między nimi stało ;d Cieszę się, że Zayn postanowił pojawić się w Londynie. Śmierć bliskiej osoby to dramat, ale przecież on jest silny, prawda? Z pewnością sobie poradzi, mając jeszcze u boku Evelyn.
Słowem podsumowania rozdział świetny, jakoś nigdy nie zwyklam zauważać błędów w rozdziałach ludzi, których naprawdę lubię, nie znając ich, ale ze względu na ich twórczość. Tak więc teraz niecierpliwie czekam kolejnego rozdziału!
No nareszcie doczekałam się kolejnego rodziału zajebiaszczego opowiadania. Stęskniłam sie już za nim normalnie no a teraz jestem w niebo wzieta duszą i ciałem :P
ReplyDeleteAwww. Jak oni świetnie do siebie pasują, kocham ich :D
Nie mogę się doczekać nexta, pozdrawiam.
nominowałam cię do libster award , więcej na moim blogu
ReplyDelete;http://forever-one-direction-love.blogspot.com
Hmm... mam wrażenie, że ' lakonicznie' to twoje ulubione słowo ;) A co do opowiadania ZAJEBISTE ! ;** A przy okazji zapraszam do mnie http://areyoutalkingtomyself.blogspot.com/
ReplyDeleteZajebiste! Harry i kolczyki z bombek - też tak robiłam XD Szybko dawaj nexta, bo nie mogę się doczekać. Nie będę ci pisać, że piszesz świetnie, bo sama dobrze o tym wiesz. Czekam z utęsknieniem na następny rozdział. Pozdrawiam
ReplyDelete~ Melody
NAAAAAARESZCIE! :DD
ReplyDeletekocham . :****
Wspaniałe opowiadanie, które od razu urzekło mnie twoim stylem pisania. Piszesz bardzo szczegółowo, bo jest według mnie mistrzostwem pisarstwa, gdyż opisy muszą być dokładne i bardzo szczegółowe, więc przy tym masz moja pokłony, gdyż u mnie co chwilę pojawiają się podobnie zdania, albo nawet takie same, co jest wynikiem czytania bez opisowych opowiadań.
ReplyDeleteMasz talent i nie zmarnuj go, bo naprawdę masz go wielkiego i radzę ci zacząć pisać swoją książkę. Wiedz, że na pewno jestem twoją fanką, numer jeden !
Czekam na kolejny rozdział, który kiedy się tak w ogóle pojawi ? :)
Dziękuję Ci za miłe słowa, które wywołały na mojej twarzy ogromny uśmiech oraz jeszcze bardziej zmotywowały do dalszego pisania. Dziękuję jeszcze raz, kochana.
DeleteNowy rozdział chciałabym dodać jeszcze w tym tygodniu, gdyż kończą mi się ferie i później może być ciężko z wygospodarowaniem czasu. :)
Wspaniałe,czytam od początku i cały czas mnie to zachwyca.
ReplyDeleteTrudno to opisać ale takie blogi budzą wiele emocji i na długo zostają w głowie.
Wspaniała historia,ciągle o niej rozmyślam.
Naprawdę cos cudownego...
Potrafisz pisać,potrafisz odużyć czytelnika.
Uzależniłem się ;D Czekam na kolejna "działkę"
PS:Helloł! Nie tylko dziewczyny czytają! ^^