Oparła się o mokrą, zimną ścianę
fabryki. Nagle poczuła
się bardzo słaba, a przed oczami pojawiły jej się czarne, migoczące plamki. Brunetce
strasznie zaschło w gardle. Ręce zaczęły jej się trząść, a w głowie miała
kompletną pustkę, a zarazem tak dużo myśli, że nie mogła ich opanować. Jęknęła żałośnie, zdając sobie sprawę,
co się stało. Z tego co właśnie zobaczyła. Poczuła jak po chłodnym policzku potoczyła
się jedna kryształowa kropla, którą zaraz potem starła. Dopiero teraz zdała
sobie sprawę, jaka ona była głupia. Że też wcześniej nie zauważyła niczego
podejrzanego. Zauroczenie kompletnie ją zaślepiło.
Usłyszała
jak męskie głosy i kroki zbliżają się do niej. Jeszcze bardziej przylgnęła do
obskurnej ściany i przymknęła powieki. Może mnie nie zauważą, pomyślała,
wstrzymując oddech.
-
Evelyn…? – Głos Travisa dobiegł do jej uszu. Jeszcze niedawno ton ten
przyprawiał ją o porcję delikatnych aczkolwiek przyjemnych dreszczy i wywoływał
na jej twarzy uśmiech, tak teraz czuła obrzydzenie, nienawiść. Dziewczyna
otworzyła powieki, po czym utkwiła w nim oczy z trudem łapiąc powietrze.
Wysunął w jej stronę rękę chcąc złapać jej delikatną dłoń, ale ona cofnęła się
od niego, jakby był trędowaty.
-
Nie wierzę… - szepnęła, łamiącym głosem, odwróciła się na pięcie i nie zważając
na wołania, odeszła. Chciała uciec stąd jak najszybciej. Jak najdalej znaleźć
się od tego miejsca i osób. Chciała być sama.
Brunetka tej nocy długo leżała w
łóżku, wpatrując się w sufit i nie mogąc zasnąć. Wciąż przypominała jej się
scena sprzed godziny, niewielka paczuszka wypełniona mlecznobiałym proszkiem,
którą wyciągał Travis. Który wymieniał ją na plik papierowych banknotów. Mało
tego wracały wspomnienia z nieoczekiwanej wizyty Mulata i jej oschłe zachowanie
wobec niego, kiedy to kazała mu wyjść. Nie uwierzyła mu, co uważała za błąd w
tym momencie. Co się z nią działo? Czy to możliwe, że aż tak bardzo poddała się
głupiemu zauroczeniu?
Myśl o Zaynie sprawiała jej dziwną
przyjemność, nawet po tych wszystkich ostatnich okropnych wydarzeniach. Evelyn
uśmiechała się w mroku i pozwalała myślom błądzić. Czuła, że któregoś dnia
wszystko co złe się w końcu skończy, a ona i brunet będą mogli obrócić to w
niewinny żart. Nie zauważyła nawet kiedy tak łatwo zapadła w sen.
Ciemnowłosa okręciła się satynową
pościelą, która jeszcze pachniała słodkawą wonią Kariny Morfeusza. Między nią a
tajemniczym mrokiem, który wciąż zaszczycał ją swoją obecnością, przemycał się
zapach pomarańczowo – waniliowego kadzidełka, który potęgował zagadkowy
nastrój. Jej cherubinowa twarz wyrażała jedynie nieopisanie niezadowolenie,
które było skutkiem nadejścia nowego dnia. Nowe problemy, natłok świeżych i
starych myśli, aż rwały się by uderzyć w jej osobę nie licząc się z jej
odczuciami. Evelyn przejechała dłonią po śliskim materiale kołdry. Był zimny,
ale przyjemny w dotyku. Kolejne rozpostarła swoje ciężkie powieki. Rozejrzała
się z zaciekawieniem po całym pokoju, lecz nie natknęła się na nic ciekawego,
oprócz głuchej, przyduszającej ciszy, która męczyła bardziej niż jakikolwiek
hałas. Evelyn odrzuciła na bok krwistoczerwoną satynę i podniosła się
niezgrabnie z miękkiego materaca. Stąpając po zimnych drewnianych panelach
podeszła do okna i podniosła rolety. Przez szyby do pomieszczenia zaczęło się
przedzierać natrętne jesienne słońce. Kocimi oczyma zlustrowała widok za oknem.
Wszystko dookoła zaczynało tracić swoją soczyście zieloną barwę. Korony drzew
gubiły liście, które zaczynały mienić się szkarłatem, brązem i żółcią. Niebo
również nie należało już do najpogodniejszych. Poszarzałe chmury snuły się po
nim flegmatycznie. Wiat przybierał na sile i rozbił się coraz zimniejszy.
Evy ziewnęła dźwięcznie i przeciągnęła
się. Poprawiła błękitną męską koszulę, która teraz spełniała rolę piżamy,
wsunęła puchowe kapcie i zeszła na dół. Przeszła przez gustowny salon do
kuchni, w której niósł się zapach świeżo parzonej kawy i ciepłych tostów z
masłem orzechowym.
-
Dzień dobry. – Przywitała się z tatą i macochą, którzy siedzieli przy wysokim,
ciemnym blacie jedząc śniadanie i czytając poranna prasę.
- Dzień
dobry – odpowiedzi zgodnie, posyłając dziewczynie krótki uśmiech.
- Jak się spało? – spytała kobieta, odstawiając
czarno – biały kubek z ciepłym napojem.
- Bardzo
dobrze, nie narzekam – skłamała, wymuszając się na delikatny uśmiech. Złapała
za ucho zielonego kubka i wypełniła go gorącą kawą. Zamoczyła w niej wargi
rozkoszując się jej wybornym smakiem.
-
Kilka minut temu był tutaj Travis. Kazał przekazać, że był i, że bardzo
przeprasza – oznajmił mężczyzna, spoglądając znad prasy na córkę. – Nie będę
wtrącał nos w nieswoje sprawy, ale było po nim widać, że naprawdę jest mu
przykro.
Brązowowłosa zakrztusiła się kawą,
którą właśnie popijała. Nie mogła uwierzyć własnym uszom, był tutaj. Po tym wszystkim co wydarzyło się minionej nocy miał
jeszcze czelność przychodzić do jej domu. Mało tego kazał przekazać przeprosiny.
Szkoda tylko, że cała zaistniała sprawa mijała się z wybaczeniem. Nie miała
ochoty na niego patrzeć, rozmawiać z nim, a co dopiero mówić o przyjęciu
przeprosin. Kretyn, pomyślała, zaciskając w dłoni ciepły kubek.
-Okej
– mruknęła pod nosem, zabierając z talerzyka jeden tosta i skierowała się
ponownie do swojego azylu.
Niewielka
kawiarenka Nordic Bakery przy Golden Square, mieszcząca się w zacisznym skwerku
w samym centrum Soho. Gdy nie ma w środku wolnych stolików można
wziąć kawę na wynos i usiąść na ławce wśród kwiatów, nie mając zupełnie
poczucia, że parę metrów dalej jest gwarna Regent Street. Granatowe ściany
częściowo pokryte boazerią. Stoły i krzesła wykonane z drewna. Na ścianie wisi
kilim według starego wzoru wykonany przez fińskiego artystę. A wszystkie
naczynia, jak to na prawdziwą fińską kawiarnię przystało, pochodzą z Iittali. Świetny
wystrój wnętrza, minimalistyczny, ale z charakterem. Właśnie dlatego było to
ulubionej miejsce May. Tu mogła poczuć się jak w domu, w Finlandii skąd pochodziła.
Zaraz po wejściu omiótł ją aromat świeżo pieczonych bułeczek
cynamonowych oraz kawy. Brunetka zajęła miejsce przy niewielkim stoliku
czekając na koleżankę, która poprosiła ją o spotkanie. Jej zielone oczy
świdrowały wszystko dokoła niej. Była pod wrażeniem tak wspaniałego miejsca. Trzeba
było przyznać, May miała dobrego nosa do wyłapywania tego co dobre i unikalne.
- Przepraszam za spóźnienie – oznajmiła szybko
szatynka zajmując miejsce naprzeciwko Evelyn.
- Nic się nie stało. – Uśmiechnęła się
delikatnie, odkładając kartę z wypisanymi smakołykami na bok.
- Tak więc, chciałaś ze mną porozmawiać?
Szatynka kiwnęła twierdząco głową.
Odchrząknęła cicho i zaczęła mówić ściszonym głosem.
- Chodzi mi o Travisa. Wiem, że dowiedziałaś
się o handlu narkotykami…
- May, nie chcę o tym mówić. Minęło trochę czasu
od tej felernej nocy i wież mi, że nie mam ochoty do niej wracać – powiedziała ciężko,
spuszczając spojrzenie.
Minęło przeszło dwadzieścia dni odkąd związek z Travisem się rozpadł
oraz zerwała z nim wszelki kontakt. Zresztą nie tylko z nim. Z Zaynem było
bardzo podobnie. Nie widywała go nawet wtedy, gdy przesiadywała w domu któregoś
z chłopaków. Nie wiedziała co aktualnie u niego słychać. Jak się ma. Nic, kompletnie
nic. Za to mogła obwiniać tylko i wyłącznie siebie, w końcu to ona do tego
doprowadziła. I do dnia dzisiejszego nie miała pojęcia, gdzie i kiedy zniknął z
placu starej fabryki po nieodniesionym zwycięstwie w wyścigu.
- Travis jest w Australii – powiedziała bez
ogródek May, zerkając pod wachlarza czarnych rzęs na brunetkę.
- Gdzie?
- W Australii. Wyjechał tam zaraz po waszym
rozstaniu. Wiem tylko tyle.
Ciemnowłosa
usiadła na skraju mlecznobiałej wanny i zerknęła tęskno w stronę srebrnolitego
kurka, który kusząco połyskiwał. Evelyn przygryzła dolną wargę, która
niebezpiecznie zadrżała i odkręciła jeden z kurków. Letnia woda napełniała po
brzegi śnieżnobiałą wannę. Dziewczyna wlała do wody odrobinę waniliowo-jeżynowego
płynu. Zrzucała z siebie granatową sukienkę, która bezwładnie opadała na miodowe,
ciepłe kafelki. Odgarnęła ze swojej szyi długie, brązowe włosy, a następnie
zamoczyła stopę w gorącej wodzie. Zakręciła wodę. Kiedy położyła się wannie, z
której woda powoli zaczęła się wylewać, zacisnęła swoje dłonie na jej
krawędziach i schowała głowę pod ciężką taflę wody. Łzy, które zbierały się pod
jej powiekami mieszały się z wrzącą cieczą, która zakrywała jej twarz,
wypełnioną żalem i smutkiem. Przez jej
głowę przeleciały wszystkie życiowe chwile, niczym krótki, czarnobiały film.
Jej głowa energicznie wynurzyła się spod wody. Położyła swoją dłoń na klatce
piersiowej i zaczęła chaotycznie łapać powietrze, którego jej brakowało.
- Nie - pisnęła głośno, bo tylko na tyle było ją stać.
Jej wargi zadrżały, a z oczu zaczęły wylewać się łzy, które wpadały do gorącej wody, która przyjemnie opływała jej drżące ciało. Co naszło ją do chorych, samobójczych myśli? Czy właśnie to miałoby uratowałoby ją od dalszego życia? Ale czy tego naprawdę chciała?
- Nie - pisnęła głośno, bo tylko na tyle było ją stać.
Jej wargi zadrżały, a z oczu zaczęły wylewać się łzy, które wpadały do gorącej wody, która przyjemnie opływała jej drżące ciało. Co naszło ją do chorych, samobójczych myśli? Czy właśnie to miałoby uratowałoby ją od dalszego życia? Ale czy tego naprawdę chciała?
- Evelyn, wszystko w porządku? – Zza drzwi
usłyszała troskliwy głos swojej przyrodniej siostry.
- Tak,
tak, wszystko okej – wysapała, wciąż próbując uspokoić swój oddech. Oparła się
o zaparowaną mlecznobiałą ścianę i zamknęła powieki. Musiała się uspokoić,
uporządkować jakoś porozrzucane myśli w głowie, w końcu podczas występu musiała
byś skupiona. Nie chciała rozczarować panny Truxillo, widowni oraz siebie
samej.
To
już dzisiaj. Słowa Viviene, niczym echo obijały się w jego głowie. Wszyscy
z podekscytowaniem czekali na godzinę osiemnastą, kiedy to w końcu zajmą
miejsce na dużej auli. Kiedy będą z podziwem obserwować śliczną brunetkę z
gracją poruszającą się na deskach sceny, odgrywającą przydzieloną rolę.
Zayn siedział na twardej, drewnianej
ławce w jednym z londyńskich parków, a obok niego przemycał się zmrok, który
pokonywały jaskrawe światła pobliskich latarni. Jesienny, zimny wiatr muskał
każdą część jego odsłoniętego ciała. Nie dbał w tym momencie o to, czy jego
kurtka jest szczelnie dopięta czy też nie. Nie zwracał na zimno, które przejmowało
jego ciało. Czuł jak jego głowa, z dnia na dzień, robiła się coraz cięższa i
bardziej zmęczona od nadmiaru problemów i smutnych myśli, związanych z brązowowłosą,
której nie widział już około trzech tygodni. Był przybity świadomością, że nie
mógł jej zobaczyć, spojrzeć w czarujące zielone oczy, tudzież spędzić z nią
jednej, krótkiej chwili.
To już dzisiaj. Usłyszał go po raz setny. Odchylił
głowę nieco do tyłu, wypuszczając z płuc zalegający dym. Szara, tytoniowa mogła
rozpuściła się w powietrzu, pozostawiając po siebie jedynie jeszcze krótkotrwały
zapach. Zaciągnął się jeszcze raz. Drugi, trzeci, czwarty, po czym zgniótł
niedopałek butem. Wstał i ruszył pustym chodnikiem.
Stał z boku. Nie chciał iść na wyznaczone
miejsce, które wypisane było na bilecie. Nie chciał siedzieć w obecności przyjaciół.
Nie dzisiaj, nie teraz. Odetchnął cicho, gdy zaczął się drugi akt. Zastanawiało
go, co wydarzy się dalej, skoro główna bohaterka odebrała sobie życie? Czy był to
koniec występu Evelyn dzisiejszego wieczoru? Podrapał się po lekko zarośniętym
policzku i pełen skupienia śledził dalsze losy bohaterów sztuki. W momencie gdy
brunetka, już jako duch Giselle wyłoniła się zza grobu i zaczęła tańczyć,
uśmiechnął się pod nosem. Mimo wszystkiego, na sercu zrobiło mu się jakoś lżej.
Natomiast nadal odczuwał coś w rodzaju tęsknoty, brakowało mu jej radosnego
uśmiechu i samej osoby, która powodowało, że jego życie było bardziej kolorowe
i weselsze.
Głośne oklaski, w dodatku na stojąco,
wypełniły ogromne pomieszczenie. Na scenie pojawili się wszyscy aktorzy, na
czele z dyrektorką szkoły. W śród nich była ona. Stała z szerokim uśmiechem
wymalowanym na twarzy. To jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, pomyślała. Bacznie
lustrowała tłum zebranych ludzi. Wśród nich szukała bliskich, którzy obiecali
jej, że przyjdą. Że tego wieczoru będą razem z nią, będę trzymać kciuki. Gdy w
końcu spojrzeniem wyłapała rząd, w którym stało jej przybrane rodzeństwo, Charlotte,
tata, Louis z Eleanor, Liam wraz z Daniellei Niall, miała ochotę im pomachać. Zbiec
ze sceny przytulić ich wszystkich i usłyszeć „Byłaś wspaniała!”. Ale to
później.
Zgrabnym krokiem przemierzała jasny
korytarz, mocno trzymając w rękach bukiet czerwonych róż. Szła powoli, słysząc
jak odgłosy kroków rozsiewają się po pomieszczeniu. Jej życie było niekończącą
się przygodą, kołyszącą łodzią, na której unosiło się tysiące uczuć. Brnęła,
otoczona gorącymi falami miłości, jak i nienawiści. Naprzeciw czekoladowych
oczu rozległa się bajeczna kraina beztroski, do której chciała zmierzać. Wiedziała,
że kiedy wysiądzie na brzeg i dotknie dłoni drugiej osoby, za którą nieziemsko
tęskniła, nareszcie dozna szczęścia.
Pchnęła jasne drzwi i weszła do
niewielkiego pomieszczenia, które na ten wieczór było zarezerwowane tylko dla
niej. Było jej własną garderobą. Usiadła na krześle i zabrała się za zmywanie
scenicznego makijażu. Wyplotła z włosów wszelkie ozdoby i spięła je w kitkę. Następnie
przebrała się w beżową, koronkową sukienkę. Zakładając drugi już but, usłyszała
ciche pukanie do drzwi.
- Proszę
– powiedziała, prostując się na krześle.
Drzwi
otworzyły się, a zza nich wyłonił się potężny bukiet kwiatów, który zdzierżył Mulat.
Nie wierzyła własnym oczom. Zayn przyszedł do niej. Po tym wszystkim co się
stało, pojawił się. I to w dodatku sam, bez żadnego zaproszenia. Poczuła, jak
serce gubi swój dotychczasowy rytm, a perlisty, pełen szczęścia uśmiech próbuje
wkraść się na jej wargi.
-
Byłaś… Byłaś niesamowita – powiedziała swoim lekko zachrypłym, seksownym
głosem, pod wpływem którego poczuła jak przyjemne ciepło przesuwa jej się po
plecach. – Usłyszałem kiedyś od Viv, że bardzo lubisz róże, niestety nie bardzo
już wiedziałem jakie, więc kazałem wymieszać wszystkie możliwe kolory –
powiedział to w sposób, jakby wcześniej ułożył ten tekst, a teraz jedynie
jedynie odklepał go byle jak. Byleby mieć to z głowy.
Cała zaistniała sytuacja wywołała na
twarzy Evelyn półuśmiech. Wzięła od niego kwiaty i zanim zdążyła mu podziękować,
wyszedł. Tak po prostu, bez pożegnania. Spojrzała na bukiet składający się z
czerwonych, herbacianych i białych róż.
I co dasz mu tak teraz odejść?
Mam za nim biec?
Leć za nim, dziewczyno!
Cichy
głosik w głowie kazał jej biec za nim. A ona chcąc czy nie chcąc, musiała się z
nim zgodzić. Nie mogła pozwolić na ponowną utratę kontaktu z nim. Kolejny
miesiąc lub może nawet więcej bez jego osoby. Oby nie było za późno, jęknęła,
odkładając kwiaty i wybiegła na korytarz. W oddali dostrzegła go jeszcze.
- Zayn! – krzyknęła, wartkim krokiem
kierując się do niego. Chłopak odwrócił się gwałtownie, jakby czekał na jej
zawołanie. – Przepraszam – powiedziała, jeszcze dość doniośle – Przepraszam, że
cię nie słuchałam, ale…
- Rozumiem – odpowiedział, tym samym przerywając jej w
pół zdania. – Doszedłem do wniosku, że sam postąpiłbym pewnie tak samo. W końcu
nie na co dzień słyszy się od drugiej osoby, że jej chłopak to oszust i
handlarz narkotyków.
Westchnęła ciężko, zaciskając usta w cienką linię.
- Zapomnijmy o tym., co ty na to, Williams? –
Uśmiechnął się delikatnie. Ale mimo to był to ten zawadiacku uśmiech, na widok
którego miękły jej kolana. I za którym cholernie tęskniła.
- Okej – mruknęła, sama posyłając mu delikatny półuśmiech.
- Do zobaczenia jutro. – Odwrócił się i odszedł.
Skierowała spojrzenie w drugą stronę i sama udała się do swojej
garderoby. Spojrzała na kwiaty, a potem na srebrną taflę lustra. Kogo zobaczyła?
Wycieńczoną miłością dziewczynę, zakochaną do aż szpiku kości. Z płonącą niczym
znicz nadzieją w zielonych oczach. Z tęskniącymi, spierzchniętymi wargami,
które może uzdrowić tylko kropelka głębokiego uczucia. To byłam ona.
_
Witajcie. :) I co sądzicie o rozdziale piętnastym? Bo mi nie pasuje coś w zakończeniu, ale to już standard. Nigdy nie potrafię się wyrobić z dodaniem kolejnej części i jak zwykle jest ona dodawana po północy, kiedy to powinnam już spać. Ehm...
Poza tym następna część pojawi się dopiero za dwa tygodnie. Powód? Od 20 do 23 mam próbne matury. Nauczyciele stwierdzili, że chcą nam wystawić z nich normalnie oceny (co moim zdaniem jest chore -.-) i muszę się do nich bardziej przyłożyć. Choć ja i tak wiem, że na przykład z matematyki już może postawić mi jeden, bo jest ona dla mnie czarną magią i powinna być ona zakazana. W każdym bądź razie, widzimy się za dwa tygodnie. Chyba że nie będzie mi się chciało uczyć, kompletnie to oleję i postanowię napisać część szesnastą. :D
Do zobaczenia. x
Czyżbym była pierwsza? :D
ReplyDeleteBoże, dziewczyno. Jesteś taka niesamowita, że normalnie nie mam słów, żeby opisać to, co wychodzi spod twoich dłoni!
Normalnie... Ja nie wiem co mam powiedzieć. To po prostu jest takie niesamowite, takie cudo, że... Uch, też chciałabym tak pisać.
Co do rozdziału. Dobrze, że Evelyne nie dokończyła tego co zaczęła w tej łazience.. ;o Gdyby jej się coś stało, to Zayn by się załamał, czyż nie mam racji?
Ten występ zakończony sukcesem, po prostu cud miód. : )
Travis, Travis... Handlarz narkotyków... Dupek. Zranić uczucia tak delikatniej dziewczyny jaką jest Evy.. Ale z drugiej strony Evelyne powinna mu dziękować, bo nareszcie ma szansę na "coświęcejniżprzyjaciele" z Zaynem. Wykorzystasz to jakoś? Dasz im się w końcu zejść? Pozwolisz, aby ich uczucia zawładnęły nimi samymi? BŁAGAM. Musisz to zrobić. Oni są dla siebie stworzeni, nie mogą się ignorować, bądź być tylko przyjaciółmi. Przecież to jest sprzeczne z naturą!:D
A ten bukiet róż w każdym kolorze... Słodkie *-*
Smutno troszkę, że nie będzie cię 2 tygodnie, ale ucz się. Matura to ważna rzecz, nawet jeśli jest próbna. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteś starsza ode mnie całe 3 lata... :) Ale to nie zmienia faktu, że cię kocham za tego bloga i za twój talent. Jesteś cudowna ! :*
Dobra, już ci nie zanudzam...:) Czekam na następny rozdział... :) Pozdrawiam xx
Rozdział świetny jak każdy. I dodatkowo głupoty piszesz. Końcówka też ci wyszła świetnie...
ReplyDeleteCo do matur to znam twój ból. Też mam próbne od 20 :)
Trzymam kciuki za ciebie i czekam na kolejny rozdział.
To jest genialne...Piszesz tak,że wszystkie te miejsca,każdą osobę i każdą sytuację mam przed oczami gdy to czytam... A co do matur to widzę,że nie tylko mnie to czeka no ale jakoś damy radę :)
ReplyDeletexoox
Mi końcówka się podoba i cieszę się jak głupia, ze Zayn i Evy się pogodzili ;>
ReplyDeleteCo jej odbiło z tym samobójstwem?! Mam nadzieję, z Mulat wybije jej tego typu sprawy z główki :D
Szkoda, że nie przybliżyłaś nam bardziej samego występu, ale emocje bohaterki odzwierciedlały sytuację.
Moim skromnym zdaniem te róże były urocze ^^ Ale szczerze liczyłam, na jakiś bliższy kontakt, przynajmniej uścisk :D I liczę na to, ze bohaterowie zrozumieją wreszcie swoje uczucia :) Choć znając Ciebie to ich droga do szczęścia nie będzie prosta, bo na pewno jeszcze namieszasz :)
Oficjalnie mogę potwierdzić,że twój blog jest bardzo, bardzo wciągający ^^ A co za tym idzie przez całe 2 tygodnie twojej nieobecności będziemy gdybać o tym co się wydarzy :D
No ale ucz się :)
Do następnego! xxx
Od pewnego czasu czytam twoje opowiadanie i muszę stwierdzić, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Trochę wkurzał mnie Travis[jakoś od samego początku byłam do niego uprzedzona i jak widać się nie myliłam] ale on już się chyba nie pojawi.
ReplyDeleteCieszę się, że Zayn i Evy w końcu doszli do porozumienia, z daleka widać że ich do siebie strasznie ciągnie. Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie szło już w dobrą stronę i na ich drodze nie pojawi się już żaden Travis. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
A co do matury, to wiem coś o tym U nas też nauczycielki stwierdziły, że będą stawiały oceny i jak one mówią, to właśnie one będą najważniejsze przy wystawianiu ocen.
No i co ja mam powiedzieć jak mi mowę odbiera za każdym razem, gdy czytam Twoje rozdziały?
ReplyDeleteKażdy z nich jest niezwykły i z tym także nie było inaczej. Biedna dziewczyna. Przez tyle czasu była oszukiwana przez Travisa, a on tak jak gdyby nigdy nic sobie wyjechał, nie ma co.
Cieszę się, że Evelyn pogodziła się z Zaynem, może teraz gdy jest potencjalnie wolna, coś więcej się między nimi wydarzy? Czekam na dalsze części :)
Ugh, współczuję tego ogromu nauki jaki pewnie teraz masz : o Ja niedługo mam pisać przedpróbne , a w grudniu próbne kompetencje, chyba ich już całkiem wszystkich pomyliło -.-
Tak czy inaczej, czy tydzień czy dwa, warto poczekać na coś dobrego ^^
Jeeeej... Kocham <3 poprostu... Tak sie ciesze! Mam nadzieję, że Eve w końcu zazna szczęścia! Troche przykre, że będziemy musiały czekać tydzień lub 2, no ale... :)
ReplyDeleteTRZYMAM ZA CIEBIE KCIUKI!!! POWODZENIA!!! ;)
cudnie cudnie ! dobrze ze travis wyjechal i dał jej spokoj! :D szkoda ze na koniec sie nie pocałowali :c ale rozdział piękny ! czekam na kolejny oczywiscie:* / mam to samo z maturami co ty więc czekają nas super ocenki ;o buziaki :* / wishmeyourself.blogspot.com
ReplyDeleteCzemu wszystko co piszesz musi być takie genialne ?
ReplyDeleteTeż tak chcę... Cudowne, wspaniałe, idealne - trzy słowa opisujące całego bloga.
Zapraszam do sb:
http://larrystylinsonforeverinmyheart.blogspot.com/
świetny ;D Normalnie, aż brak mi słów. :D
ReplyDeleteCześć świetny rozdział:D Kurde jak ja bym chciała pisać tak jak ty a nie jakieś głupstwa :( Jak ty to robisz że tak pięknie piszesz ???
ReplyDeleteCieszę się że Ev nie wdawała się w żadne rozmowy z Travisem. Cieszy mnie fakt, że wyjechał..ale mógłby tam zostać na zawsze xd
ReplyDeleteMiło ze strony Malika, że przyszedł na występ Ev:) widać, że chłopak ją kocha, ale niestety dla nich obojga, ma problemy z okazaniem tych uczuć... Ale chyba tym, że przyszedł sam z siebie i z tym bukietem róż chciał to pokazać..;d
Powodzenia na próbnych maturach;)!
ale świetne <3 wpadniesz i skomentujesz? http://whatmakesyoubeautifuul.blogspot.com/
ReplyDeleteGenialny !
ReplyDeleteBrak mi słów, aby opisać twój talent, jest nieziemski.
Kochamm To i tegooooooo blogaaaaa ;D !
Czekaammm na next !
Pozdrawiam,
one-love-one-band-one-direction.blogspot.com
Świetny rozdział, bardzo miło się czytało. Czekam na nn i powodzenia na próbnych maturach ;P
ReplyDeletemy-independent-game.blogspot.com
Choć końcówka naprawdę mi się podoba (tak jak cały rozdział, da), to faktem jest, że jestem zawiedziona. Po prostu nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie Malik przeprowadzi z Eve "poważną rozmowę", w której to w końcu powiedzą sobie, co do siebie czują. A Ty mi jeszcze każesz czekać, nie ładnie :D No cóż, i tak się cieszę, że Zayn zdecydował się pójść na sztukę dziewczyny. Na pewno to dla niej wiele znaczyło, zwłaszcza, że pojawił się, by jej pogratulować twarzą w twarz. Śmiać mi się chciało, gdy czytałam tę sytuację, kiedy to on wręcza jej bukiet i tak, jak gdyby nigdy nic idzie sobie do domu. Dobrze, że ten głosik w jej głowie podpowiada jej, co ma robić, bo jakby tak za nim nie pobiegła, to już bym się chyba w ogóle załamała ^,^ Co, do diabła, Travis robi w Australii? I czy to powinno mnie obchodzić? W głębi duszy cały czas mam nadzieję, że on więcej nie będzie mieszał w życiu Eve. Era Malika, da ^,^
ReplyDeletePozdrawiam serdecznie i życzę duużo weny :)