Śmierć ukochanej osoby okrada nas z niezbędnego wewnętrznego ciepła. Albo może zdmuchuje stały płomyk piecyka, wygaszając palniki.
Zmarła 16.05.2012 roku.
Bliskie jej osoby pożegnały ją dwa dni temu. Ale nie Evelyn, która po raz kolejny zawiesiła spojrzenie na złotych literach i cyfrach, które sprawiały, że łzy same, automatycznie cisnęły się do jej zielonych oczu. Wiedziała, że życie jest niesprawiedliwe, ale nigdy nie przypuszczała, że tak bardzo. Że może posunąć się tak daleko, aby odebrać jej na zawsze osobę, którą kochała, i która odgrywała rolę nie tylko matki, ale i najlepszej przyjaciółki. Która zaszczepiła w niej miłość do baletu. Która ją wychowała, z dnia na dzień pomagała zrozumieć świat i ludzi. Która przytuliła, pomogła w najmniej oczekiwanym momencie, była poduszką do wypłakania się, ucałowała w czoło, mówiąc „kocham cię”. Teraz, z tych rzeczy, nic nie ma i nie będzie. Nigdy. Ona odeszła zostawiając po sobie jedynie wspomnienia.
Brunetka, siedząc na niewielkiej drewnianej ławce, wpatrywała się w czarno - białe zdjęcie uśmiechniętej kobiety na marmurowej płycie. Z pomiędzy jej kształtnych, malinowych warg wyleciało ciche, aczkolwiek ciężkie westchnięcie. Przyszła tu by się pożegnać. Od dwóch dni w głowie składała słowa, które chciała jej powiedzieć. Wtedy wszytko przychodziło jej z ogromną łatwością. Wyrazy same wpadały do głowy i układały się w spójne wypowiedzi. Teraz kiedy przyszedł czas by powiedzieć to wszystko, nagle okazało się, że nie ma nic. Wszystkie zdania zniknęły. Rozpłynęły się nie pozostawiając po sobie żadnego, nawet najmniejszego śladu. Evelyn zmrużyła powieki próbując przypomnieć sobie choć najmniejszą część tego co chciała jej powiedzieć. Niestety na marne. Kolejne głębokie, ciężkie odetchnięcie potrwał ze sobą majowy wiatr.
- Wyobrażasz sobie, ile czasu ubierałam w rozmaite słowa, wyrazy „dziękuję” i „do widzenia”? Przez jedną noc doszłam do wniosku, że jeszcze chyba nigdy nie chciałam ci tyle powiedzieć. I.. I teraz kiedy tu jestem, patrzę w twoje zdjęcie i nie potrafię przypomnieć sobie żadnego z wcześniej gotowych zdań. Nie wiem dlaczego. Naprawdę, nie wiem. Pozostaje mi jedynie żywić odrobinę nadziei, że nie będziesz zła za moją lakoniczność, jeśli powiem jedynie, że dziękuję ci za wspólnie spędzone osiemnaście lat i.. – przerwała łamiącym głosem. Poczuła jak jedna kryształowa kropla spływa po jej cherubinowym policzku, która potem rozbija się na materiale beżowych, materiałowych spodni pozostawiając po sobie mokry ślad. - Kocham cię, mamo. – Były to ostatnie słowa, które skierowała do zmarłej matki.
Przez cały pobytu na cmentarzu miała wrażenie, że ona była tuż obok niej. Siedziała razem z nią na niewielkiej ławce i z uwagą przyglądała się, pogrążonej w smutku, córce. Evelyn zarzuciła na ramię niewielką brązową torebkę, po czym wstała. Po raz ostatni pustym spojrzeniem otuliła paryski cmentarz i skierowała swoje wolne kroki ku wyjściu.
- Evelyn, to ty? – Z piętra potężnego domu dało się usłyszeć męski głos i odgłosy przesuwanych kartonów po podłodze.
- Nie, tato. To tylko włamywacz, który przyszedł pożyczyć szklankę cukru. – powiedziała, gdy tylko stanęła w drzwiach fiołkowej sypialni, należącej do jej matki.
Jeszcze parę dni temu wypełniona była jej rzeczami. A teraz? Wszystkie przedmioty zostały sprzedane. Jedynie co jeszcze zostało, to finezyjna woń jej ulubionych perfum i cytrusowych kadzidełek unosząca się po jego wnętrzu. Dziewczyna wciągnęła odrobinę ciepłego, przesiąkniętego subtelnymi zapachami, powietrza i przymknęła na kilka sekund powieki.
- Będę u siebie. – rzuciła cicho przez ramię i udała się do swojego pokoju.
Tu wcale nie było lepiej. Kilka dużych kartonów, po brzegi wypełnionych jej rzeczami, stało pod brzoskwiniową ścianą. Zniknął mały szklany stolik, na których zawsze porozrzucane były różnego rodzaju kolorowe magazyny. Duży, okrągły fotel, sztaluga wraz z jej szkicami, ogromne łóżko z tysiącem miękkich karminowych i beżowych poduszek oraz masa różnokolorowych, pachnących świeczek stojących pod ścianami czy na parapecie. Ściany pozbawione kolorowych i czarno – białych fotografii stały się zupełnie nagie i pozbawione swojego dawnego uroku. Ba, cały pokój stracił swój dawny urok, a szare kartony i walizki jedynie go szpeciły. Brunetka przysiadła na jednej z turkusowych walizek, próbując przyswoić sobie myśl, że za godzinę będzie w drodze do Londynu. To właśnie tam ma zacząć swoje życie na nowo. Poznać nowych ludzi i ich kulturę. Nie ukrywała, że odrobinę ją to wszystko przerażało. Jednak zawsze słyszała „Spokojnie, wszystko będzie dobrze.”. Ale to ani trochę nie pomagało, a strach przez nowych życiem jakby przybierał na sile. W pewnym momencie ciche pukanie rozniosło się po pokoju, a zaraz po tym masywne brązowe drzwi uchyliły się, a zza nich wyłoniła się postać wysokiego mężczyzny.
- Pomożesz mi znieść te pudła? – Szybkim ruchem ręki wskazał na kartony stojące tuż obok niej.
- Jasne. – powiedziała, wysilając się na ledwo widoczny uśmiech, którym obdarowała ojca. Podniosła się z walizki, po czym chwyciła najmniejsze pudło, jakie było w pokoju i zeszła na dół.
Po uporaniu się z załadowaniem ostatnich kartonów do samochodu zamknęła tylnie drzwi. Na Evelyn w pokoju czekały jeszcze dwie walizki z ubraniami. Były to ostatnie dwie rzeczy, które musiała znieść i załadować do czarnego mercedesa postawionego na podjeździe. Kiedy to zrobiła, po raz ostatni już tego dnia weszła do domu. Wolnym krokiem obeszła całe wnętrze, dokładnie lustrując każde pomieszczenie z osobna, tak jakby chciała zapamiętać ich wielkość, kolor każdej ściany i podłogi, zapach cytrusowych kadzidełek, którym roznosił się po całym domu. Zapach, na którego jej matka miała totalnego bzika. Zapalała i umieszczała małe, tlące się patyczki gdzie tylko się dało. Uśmiechnęła się na te wspomnienia, które przemknęły w jej głowie.
- Wiem, że jest ci ciężko rozstać się z tym miejscem. – Stojąc w drzwiach, które prowadziły do jej dawnego pokoju, usłyszała za sobą tatę. Mężczyzna podszedł bliżej córki, układając na jej chudym ramieniu swoją męską dłoń. – Z czasem będziesz mogła tu wrócić. Jeśli nie będziesz chciała zostać ze mną w Londynie, nie będę cię trzymał na siłę. – dodał, po niedługiej chwili patrząc na swoją córkę nadal stojącą do niego tyłem. Brunetka przytaknęła głową na znak, że zrozumiała słowa skierowane do niej przed chwilą.
- Jedźmy już. – powiedziała stanowczo ciągnąc mężczyznę na dół.
Im dłużej tu była, tym ciężej jej było rozstać się z domem, znajomymi, Paryżem, całą jej ojczyzną. Zamknęła oczy, gdy tylko zajęła miejsce na czarnym, skórzanym fotelu samochodu. Nabrała w płuca tyle świeżego powietrza ile tylko zdołała, po czym ze świstem je wypuściła. Po omacku z lewej strony wyszukała pasa bezpieczeństwa, by móc się nim przypiąć. Kiedy to zrobiła usłyszała trzaśnięcie drzwiami od strony kierowcy. Dopiero po tym otworzyła oczy, wlepiając spojrzenie w krzaki herbacianych i czerwonych róż, które ogrodnik posadził krótko przed śmiercią Léonie, właśnie na jej życzenie. Evelyn westchnęła po raz setny tego dnia. Założyła słuchawki na uszy, włączyła muzykę i odwróciła głowę w stronę szyby nie mogąc doczekać się końca podróży.
Bliskie jej osoby pożegnały ją dwa dni temu. Ale nie Evelyn, która po raz kolejny zawiesiła spojrzenie na złotych literach i cyfrach, które sprawiały, że łzy same, automatycznie cisnęły się do jej zielonych oczu. Wiedziała, że życie jest niesprawiedliwe, ale nigdy nie przypuszczała, że tak bardzo. Że może posunąć się tak daleko, aby odebrać jej na zawsze osobę, którą kochała, i która odgrywała rolę nie tylko matki, ale i najlepszej przyjaciółki. Która zaszczepiła w niej miłość do baletu. Która ją wychowała, z dnia na dzień pomagała zrozumieć świat i ludzi. Która przytuliła, pomogła w najmniej oczekiwanym momencie, była poduszką do wypłakania się, ucałowała w czoło, mówiąc „kocham cię”. Teraz, z tych rzeczy, nic nie ma i nie będzie. Nigdy. Ona odeszła zostawiając po sobie jedynie wspomnienia.
Brunetka, siedząc na niewielkiej drewnianej ławce, wpatrywała się w czarno - białe zdjęcie uśmiechniętej kobiety na marmurowej płycie. Z pomiędzy jej kształtnych, malinowych warg wyleciało ciche, aczkolwiek ciężkie westchnięcie. Przyszła tu by się pożegnać. Od dwóch dni w głowie składała słowa, które chciała jej powiedzieć. Wtedy wszytko przychodziło jej z ogromną łatwością. Wyrazy same wpadały do głowy i układały się w spójne wypowiedzi. Teraz kiedy przyszedł czas by powiedzieć to wszystko, nagle okazało się, że nie ma nic. Wszystkie zdania zniknęły. Rozpłynęły się nie pozostawiając po sobie żadnego, nawet najmniejszego śladu. Evelyn zmrużyła powieki próbując przypomnieć sobie choć najmniejszą część tego co chciała jej powiedzieć. Niestety na marne. Kolejne głębokie, ciężkie odetchnięcie potrwał ze sobą majowy wiatr.
- Wyobrażasz sobie, ile czasu ubierałam w rozmaite słowa, wyrazy „dziękuję” i „do widzenia”? Przez jedną noc doszłam do wniosku, że jeszcze chyba nigdy nie chciałam ci tyle powiedzieć. I.. I teraz kiedy tu jestem, patrzę w twoje zdjęcie i nie potrafię przypomnieć sobie żadnego z wcześniej gotowych zdań. Nie wiem dlaczego. Naprawdę, nie wiem. Pozostaje mi jedynie żywić odrobinę nadziei, że nie będziesz zła za moją lakoniczność, jeśli powiem jedynie, że dziękuję ci za wspólnie spędzone osiemnaście lat i.. – przerwała łamiącym głosem. Poczuła jak jedna kryształowa kropla spływa po jej cherubinowym policzku, która potem rozbija się na materiale beżowych, materiałowych spodni pozostawiając po sobie mokry ślad. - Kocham cię, mamo. – Były to ostatnie słowa, które skierowała do zmarłej matki.
Przez cały pobytu na cmentarzu miała wrażenie, że ona była tuż obok niej. Siedziała razem z nią na niewielkiej ławce i z uwagą przyglądała się, pogrążonej w smutku, córce. Evelyn zarzuciła na ramię niewielką brązową torebkę, po czym wstała. Po raz ostatni pustym spojrzeniem otuliła paryski cmentarz i skierowała swoje wolne kroki ku wyjściu.
- Evelyn, to ty? – Z piętra potężnego domu dało się usłyszeć męski głos i odgłosy przesuwanych kartonów po podłodze.
- Nie, tato. To tylko włamywacz, który przyszedł pożyczyć szklankę cukru. – powiedziała, gdy tylko stanęła w drzwiach fiołkowej sypialni, należącej do jej matki.
Jeszcze parę dni temu wypełniona była jej rzeczami. A teraz? Wszystkie przedmioty zostały sprzedane. Jedynie co jeszcze zostało, to finezyjna woń jej ulubionych perfum i cytrusowych kadzidełek unosząca się po jego wnętrzu. Dziewczyna wciągnęła odrobinę ciepłego, przesiąkniętego subtelnymi zapachami, powietrza i przymknęła na kilka sekund powieki.
- Będę u siebie. – rzuciła cicho przez ramię i udała się do swojego pokoju.
Tu wcale nie było lepiej. Kilka dużych kartonów, po brzegi wypełnionych jej rzeczami, stało pod brzoskwiniową ścianą. Zniknął mały szklany stolik, na których zawsze porozrzucane były różnego rodzaju kolorowe magazyny. Duży, okrągły fotel, sztaluga wraz z jej szkicami, ogromne łóżko z tysiącem miękkich karminowych i beżowych poduszek oraz masa różnokolorowych, pachnących świeczek stojących pod ścianami czy na parapecie. Ściany pozbawione kolorowych i czarno – białych fotografii stały się zupełnie nagie i pozbawione swojego dawnego uroku. Ba, cały pokój stracił swój dawny urok, a szare kartony i walizki jedynie go szpeciły. Brunetka przysiadła na jednej z turkusowych walizek, próbując przyswoić sobie myśl, że za godzinę będzie w drodze do Londynu. To właśnie tam ma zacząć swoje życie na nowo. Poznać nowych ludzi i ich kulturę. Nie ukrywała, że odrobinę ją to wszystko przerażało. Jednak zawsze słyszała „Spokojnie, wszystko będzie dobrze.”. Ale to ani trochę nie pomagało, a strach przez nowych życiem jakby przybierał na sile. W pewnym momencie ciche pukanie rozniosło się po pokoju, a zaraz po tym masywne brązowe drzwi uchyliły się, a zza nich wyłoniła się postać wysokiego mężczyzny.
- Pomożesz mi znieść te pudła? – Szybkim ruchem ręki wskazał na kartony stojące tuż obok niej.
- Jasne. – powiedziała, wysilając się na ledwo widoczny uśmiech, którym obdarowała ojca. Podniosła się z walizki, po czym chwyciła najmniejsze pudło, jakie było w pokoju i zeszła na dół.
Po uporaniu się z załadowaniem ostatnich kartonów do samochodu zamknęła tylnie drzwi. Na Evelyn w pokoju czekały jeszcze dwie walizki z ubraniami. Były to ostatnie dwie rzeczy, które musiała znieść i załadować do czarnego mercedesa postawionego na podjeździe. Kiedy to zrobiła, po raz ostatni już tego dnia weszła do domu. Wolnym krokiem obeszła całe wnętrze, dokładnie lustrując każde pomieszczenie z osobna, tak jakby chciała zapamiętać ich wielkość, kolor każdej ściany i podłogi, zapach cytrusowych kadzidełek, którym roznosił się po całym domu. Zapach, na którego jej matka miała totalnego bzika. Zapalała i umieszczała małe, tlące się patyczki gdzie tylko się dało. Uśmiechnęła się na te wspomnienia, które przemknęły w jej głowie.
- Wiem, że jest ci ciężko rozstać się z tym miejscem. – Stojąc w drzwiach, które prowadziły do jej dawnego pokoju, usłyszała za sobą tatę. Mężczyzna podszedł bliżej córki, układając na jej chudym ramieniu swoją męską dłoń. – Z czasem będziesz mogła tu wrócić. Jeśli nie będziesz chciała zostać ze mną w Londynie, nie będę cię trzymał na siłę. – dodał, po niedługiej chwili patrząc na swoją córkę nadal stojącą do niego tyłem. Brunetka przytaknęła głową na znak, że zrozumiała słowa skierowane do niej przed chwilą.
- Jedźmy już. – powiedziała stanowczo ciągnąc mężczyznę na dół.
Im dłużej tu była, tym ciężej jej było rozstać się z domem, znajomymi, Paryżem, całą jej ojczyzną. Zamknęła oczy, gdy tylko zajęła miejsce na czarnym, skórzanym fotelu samochodu. Nabrała w płuca tyle świeżego powietrza ile tylko zdołała, po czym ze świstem je wypuściła. Po omacku z lewej strony wyszukała pasa bezpieczeństwa, by móc się nim przypiąć. Kiedy to zrobiła usłyszała trzaśnięcie drzwiami od strony kierowcy. Dopiero po tym otworzyła oczy, wlepiając spojrzenie w krzaki herbacianych i czerwonych róż, które ogrodnik posadził krótko przed śmiercią Léonie, właśnie na jej życzenie. Evelyn westchnęła po raz setny tego dnia. Założyła słuchawki na uszy, włączyła muzykę i odwróciła głowę w stronę szyby nie mogąc doczekać się końca podróży.
Podróż jest jak gra, zawsze towarzyszy jej korzyść albo strata, i to zwykle z nieoczekiwanej strony.
_
Jeśli znajdzie się osoba, która dziwnym trafem znajdzie się na tym blogu, przeczyta prolog, to bardzo, ale to b a r d z o proszę o pozostawienie po sobie śladu w postaci komantarza i zawartej w nim szczerej opinii.
zapraszam na pierwszy rozdział (: http://wanna-feel-your-love.blog.onet.pl
ReplyDeleteProlog? Świetny. :D Zaczyna się dość smutno, ale mam nadzieję, że się to rozkręci. :))
ReplyDeleteZaczyna się bardzo intrygująco, ciekawie..; )
ReplyDeleteCzekam na ciąg dalszy..; )
Jedyny minus to strasznie mała czcionka.;c
Pozdrawiam.; ))
[braterstwo1d.blogspot.com]
Czekam na 1 rozdzial z niecierpliwoscia. Zaczyna sie interesujaco ;) X
ReplyDeleteProlog jest fantastyczny!^^ ;d Czekam na 1 rozdział;)
ReplyDeletePorolog dla mnie genialny :) Czekam na następny rozdział :D
ReplyDeletehttp://tell-me-a-lie-lara.blogspot.com/
Świetny :) Czekam na pierwszy rozdział :)
ReplyDeleteZapraszam do czytania i obserwowania mojego bloga: fallinhappiness.blogspot.com/ . Będzie mi bardzo miło jak zajrzysz :)
no no ciekawie ale smutnie...:(
ReplyDeleteczekam na ciąg dalszy:d
Zgadzam się, bardzo bardzo interesujące i ciekawie się zaczęło .Czekam na dalsze rozdziały :**
ReplyDeleteciekawe...
ReplyDeleteElisabeth
Hej, nie pisz tak pod prologiem. Znalazłam to opowiadanie na innej stronie więc... zapowiada się ciekawie!
ReplyDeleteBardzo spodobało mi się wprowadzenie do opowiadania :) i właśnie lecę do 1 rozdziału ! :)
ReplyDeleteśliczne i bardzo wciągające opowiadanie się zapowiada! już zabieram się do czytania! :)
ReplyDeletebęde go śledzić dzień i noc
ReplyDeletebo w nim jest coś niczym moc
śliczne choć smutne
me serce jest temu ufne
-WJST
Wiem, jestem tu trochę, to znaczy bardzo późno i za to Cię przepraszam.
ReplyDeleteJednak postanowiłam, że zostanę tu i przeczytam do ostatniego rozdziału którego napisałaś.
Prolog jest cudowny, skryty i z każdym zdaniem, z każdym słowem chce się więcej, chce się czytać.
Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem twojej twórczości i pomysłowości.Masz dziewczyno wielki dar, którego nie waż się zmarnować.
No to ja zmykam czytać dalej, ale obiecuję, że pod każdym rozdziałem zostawię, na pewno pozytywny, bo jakby inaczej, komentarz. : )
wspaniały , już na prologu się popłakałam !
ReplyDelete